O państwach prawdziwych i ich skuteczności... Czy o takie wzory nam chodzi?
Coraz częściej odzywają się u nas głosy, że w polityce powinniśmy się wzorować na tak poważnym i posiadającym doktrynę państwie, jakim jest niewątpliwie Wielka Brytania...
No to zobaczmy, czy aby na pewno o taki wzór nam chodzi? I czy ta brytyjska, imperialna skuteczność (w tym wypadku przez pierwsze 300 lat zresztą wątpliwa) powinna być dla nas przykładem? Mam na myśli brytyjską kolonizację Irlandii i jej krwawy przebieg, stanowiący później nieodzowny element działań w kolejnych podbojach, od Szkocji po Amerykę oraz Indie.
Podbój Irlandii rozpoczyna się w ostatniej ćwierci XII wieku, za panowania Henryka II Plantageneta, kiedy w okolicach Dublina powstają pierwsze angielskie placówki wojskowe, mające stanowić bazę wypadową do dalszych podbojów. Mimo wielkich nadań dla anglo-normandzkich baronów, w zamian za budowę zamków i dalsze poszerzanie posiadłości angielskich królów, przez kolejne 200 lat, poza powołaniem lokalnego parlamentu, w którym uprzywilejowaną pozycję mają angielscy osadnicy, niewiele się zmienia. W dodatku wyższość miejscowej kultury i przewaga liczebna autochtonów sprawiają, że już w drugim pokoleniu najeźdźcy się asymilują i przestają być forpocztą kolonizacji brytyjskiej, chociaż Irlandia (mimo zjednoczeniowych wysiłków choćby Briana Śmiałego w X/XI w.) składa się nadal z kilku skłóconych ze sobą i rywalizujących o wpływy, klanowych królestw.
Wielką rolę w zachowaniu odrębności irlandzkiej odegrał Kościół katolicki, który także na zielonej wyspie w XII wieku przeszedł gruntowną odnowę, duchową i organizacyjną (m. in. powstają 4 metropolie: w Dublinie, Tuam, Armagh i Cashel). Pozwoliło to na wyzwolenie się spod wpływów skandynawskich, ale nie uchroniło przed najazdami bliższych sąsiadów zza Morza Irlandzkiego, którzy jednak początkowo nie mieli ani sił, ani odwagi zapuszczać się zbyt daleko w głąb kraju, zadowalając się czysto formalnym hołdem głównych przywódców klanowych oraz dodawaniem miana pana Irlandii do bogatej tytulatury angielskich królów.
Sytuacja zmieniła się w XIV wieku, kiedy królowie angielscy podporządkowali sobie Walię i znacznie osłabili Szkocję, a Edward III złupiwszy Francję w początkach wojny stuletniej, postanowił przejść do ofensywy także w Irlandii (co dawało by mu równocześnie możliwość oskrzydlenia krnąbrnej Szkocji na zachodzie, od strony morza). Posłużył się w tym celu miejscowym parlamentem, zwołanym w 1366 r. do jednego z najdalej w głębi kraju położonego angielskiego fortu, w Kilkenny, narzucając mu tzw. Statuty z Kilkenny, stanowiące klasyczny przykład appartheidu.
Zakazano w nim nie tylko używania miejscowego języka, strojów i zwyczajów, ale także małżeństw mieszanych, a nawet konkubinatów i adopcji między nacjami.
Anglikom nie wolno było przyjmować irlandzkich imion, odwoływać się do prawa irlandzkiego, a nawet jeździć konno po irlandzku (na oklep, bez siodła). Osadnikom przyznano za to znaczne nadania ziemskie kosztem Irlandczyków oraz przywileje podatkowe.
Wojna „dwóch róż” i klęski Anglików we Francji w poł. XV wieku osłabiły ich pozycję w Irlandii, ale wstąpienie na tron Tudorów rozpoczęło bezwzględne i konsekwentne podboje oraz systematyczną kolonizację zielonej wyspy, tym bardziej, że Irlandczycy w świeżo zakończonej wojnie stali twardo po stronie Yorków.
W roku 1494, zanim jeszcze stracono w Tower ostatniego z Plantagenetów, hr. Warwick, został wydany tzw. „Poynings Act” (od nazwiska komendanta angielskich wojsk pacyfikacyjnych), znoszący odrębność Królestwa Irlandii w ramach monarchii Tudorów. Wszelka działalność legislacyjna Parlamentu Irlandzkiego wymagała odtąd zgody angielskiego króla i Tajnej Rady (prawo to przetrwało aż do 1800 r.).
Kiedy zaś Henryk VIII ogłosił się głową kościoła angielskiego, prawo to zostało także narzucone kościołowi irlandzkiemu (1536 – 1537), wywołując krwawo tłumiony opór nie tylko rdzennych Irlandczyków, ale także zasymilowanych dawnych osadników angielskich. Stało się to kolejnym pretekstem do wywłaszczeń oraz narzucania administracji angielskiej na coraz szerszym terytorium, zwłaszcza na północ, wzdłuż wschodniego wybrzeża, aż do Atlantyku (Ulster). Wyjątkowo perfidnym aktem było wprowadzenie w 1540 roku tzw. prawa „surrender and regrant”, czyli praktycznej formy rzymskiego divide et impera, ale w połączeniu z odbieraniem ziemi (zwanym „dobrowolnym zrzekaniem się”), aby ją potem nadać wybranym, według ściśle określonych zasad. Warunkiem było uznanie Henryka za swojego pana, wyrzeczenie się wiary katolickiej (początkowo tylko zwierzchnictwa papieża), własnego języka (musieli posługiwać się wyłącznie angielskim) i prawa gaelickiego (m.in. w zakresie posiadania ziemi, czyli dziedziczenia tylko przez najstarszego syna), aby „w zamian” uzyskać tytuł angielskiego barona, wybór do Izby Lordów (irlandzkiej) oraz przywództwo klanowe tylko dla najstarszego z rodu (znów wbrew prawu gaelickiemu).
Dopełnieniem tego było ogłoszenie się Henryka VIII w 1541 królem Irlandii i tym samym jedynym właścicielem ziemi oraz panem, z łaski którego nowi baronowie – urzędnicy będą odtąd sprawować władzę nad poszczególnymi hrabstwami Irlandii.
Nie przyniosło to jednak oczekiwanego pokoju, nawet jeśli niektórzy przywódcy klanów formalnie przyjęli zasadę „surrender and regrant”. Mieli przecież świadomość, że król angielski jest za daleko, by moc ściśle kontrolować przestrzeganie narzuconego Irlandczykom prawa i ma problemy u siebie. I rzeczywiście: starzejący się Henryk nie zdążył, jak planował, skierować do Irlandii wyrzuconych z ziemi po likwidacji klasztorów i kościelnych stowarzyszeń, angielskich dzierżawców, zamienionych teraz często w żebraków (tzw. krzepkich żebraków).
Wyjeżdżali wprawdzie do Irlandii królewscy namiestnicy (Lord Deputy), ale ani za Edwarda VI, ani też praktycznie do końca panowania Marii „plantacja” Irlandii (jak językiem hodowców roślin nazywano „porządkowanie stosunków własnościowych” na zielonej wyspie) nie przebiegała zbyt szybko i ograniczała się niemal cały czas do terenów wokół Dublina, czyli tzw. Palisady (ang. Pale) - niewielkiego obszaru nadmorskiego, obejmującego Dublin z najbliższym otaczającym go okręgiem, ogrodzonym palisadą (!) dla obrony przed walecznymi autochtonami. I to nawet mimo krwawej rozprawy z przywódcami zbuntowanych klanów w 1557 roku.
Sytuacja zmienia się dopiero za panowania Elżbiety I, której imperialnym planom nie mogły zaszkodzić jakieś „lokalne bunty”, czy też niezadowolenie angielskich poddanych, pozbawianych dzierżaw przez nuworyszy, ogradzających swoje posiadłości i zamieniających je w pastwiska dla owiec. Trzeba było im szybko coś zaoferować, oprócz tropienia papistowskich spisków.
Kto był zbyt tchórzliwy, by wyruszać na zaoceaniczne wyprawy, mógł na korzystnych warunkach osiedlić się w pobliskiej Irlandii, zamieniając często status dawnego dzierżawcy na pana irlandzkich chłopów. Nawet późniejsi bohaterowie „morskich opowieści”, jak Drake, Gilbert, czy Raleigh, zaczynali kariery jako pacyfikatorzy czy „plantatorzy” Irlandii...
***
Ważną rolę w podboju Iralndii odegrał sir Henry Sidney, zdobywający w czasach królowej Marii szlify angielskiego urzędnika u boku szwagra, początkowo jako zastępca skarbnika Irlandii, potem nawet przez rok jako nieformalny namiestnik pod nieobecność swego zwierzchnika Sussexa. Po śmierci Marii, zostaje doceniony również przez nową królową, Elżbietę. Początkowo jednak (1559) otrzymuje zwierzchnictwo nad Walią.
Wreszcie, ozdobiony w 1564 r. Orderem Podwiązki, wraca w następnym roku do Irlandii, już jako jej namiestnik (Lord Deputy). I od razu energicznie bierze się do „porządkowania” swej prowincji, znajdując ją w gorszym stanie, niż ją zostawił przed 6 laty.
Dla lepszego opanowania Ulsteru, zakłada fort w Derry (dzisiaj: Londonderry) i chwilowo opierając się na MacDonnellach, przystępuje do rozprawy z O’Neillami, zwłaszcza z najgroźniejszym: Shanem O’Neillem (zgodnie z zasadą: dziel i rządź). Kiedy ten w 1567 zostaje zamordowany przez jednego z MacDonnellów, Sidney przenosi swoje działania na południe, a następnie wyjeżdża na 10 miesięcy do Anglii, aby zdobyć wsparcie (i fundusze) na dalszą pacyfikację. Z błogosławieństwem Cecila, ale bez większego finansowego wsparcia skąpej Elżbiety, przystępuje do zaprowadzania angielskiego prawa w kolejnych hrabstwach Irlandii, stosując przy okazji nowy podział administracyjny, osłabiający wpływy przywódców klanowych. W nowo podbitych hrabstwach powołuje gubernatora wojskowego, dla lepszego poruszania się wojsk buduje drogi i mosty, wreszcie w 1569 zwołuje po 10 latach przerwy odpowiednio dobrany Irlandzki Parlament. Bezwzględnie tłumi bunty, nawet miejscowych hrabiów (Butlerów), a dla lepszego „zagospodarowania” sprowadza holenderskich protestantów, głównie tkaczy.
Zakłada kolejne garnizony, powołuje milicję dla zwalczania wciąż wybuchających powstań, oczekując dla tych działań wsparcia finansowego (czyli specjalnych podatków) od angielskich osadników, zwłaszcza szlachty. Nie przysparza mu to wśród nich zwolenników, a nawet doprowadza do oskarżeń przed królową o nadużywanie władzy. W 1571 r. zostaje więc odwołany, ale we wrześniu 1575 r. powraca, ze zwiększonymi uprawnieniami i kontynuuje z nową energią politykę kolonizacji Irlandii. Nadal zmienia granice hrabstw, podnosi opodatkowanie starych osadników z Pale, zwiększa liczbę wojsk i bezwzględnie tłumi wszelkie przejawy oporu. Do pomocy ma Waltera Devereux, 1. hrabiego Essex, który jeszcze przed przybyciem Sidney’a (ale z jego polecenia) doprowadza do najstraszniejszej wówczas rzezi Irlandczyków (i Szkotów) na wyspie Rathlin[1]. Czyni to 25 lipca 1575 roku, rękami Francisa Drake’a i Johna Norreys’a, którzy podpłynąwszy w pobliże wyspy, potężnymi działami dwóch okrętów rozwalili mury średniowiecznego zamku, zabijając dowódcę jego obrony, potem (mimo poddania się) wycięli w pień niewielką załogę i następnego dnia przystąpili do metodycznego wyłapywania i mordowania kobiet, dzieci i starców, wysłanych na wyspę przez walczących z Anglikami mężów i ojców, w nadziei, że będą tam bezpieczni. Niestety. Szukającym schronienia w nadmorskich jaskiniach, bezbronnym ludziom, urządzono prawdziwą rzeź, chcąc osłabić morale powstańców, ze zgrozą patrzących zza wody na śmierć swych bliskich.
Dumny z siebie Essex chełpił się potem w liście do Francisa Walsinghama, że Syorel Boy MacDonnell patrzył na masakrę całej swojej rodziny z irlandzkiego brzegu, płacząc z rozpaczy i bezsilnej wściekłości.
Zamordowano wówczas ponad 600 osób: w tym 400 bezbronnych kobiet i dzieci.
Sam Essex krótko triumfował jako pogromca Irlandii: we wrześniu następnego roku zmarł na czerwonkę (wielu podejrzewało otrucie), a jego żona dwa lata później poślubiła kolejnego szwagra sir Henryka, Roberta Dudleya.
Trzy lata później również Henry Sidney stanie się sprawcą podobnej rzezi, tym razem na lądzie, we wschodniej Irlandii, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Dublina, w starej stolicy jednego z królewskich rodów: zamku Mullaghmast.
W okolicach Nowego Roku 1578 zaprosił tam na „konferencję pokojową” nieuzbrojonych przywódców klanowych z okolicznych hrabstw, wraz z żonami, dziećmi, służbą. Kiedy po zakończonych rozmowach Sidney wyszedł, stało się to dla jego ludzi sygnałem do mordu. W krótkim czasie komnaty zamku spłynęły krwią niewinnych ofiar, wszędzie leżały straszliwie okaleczone trupy mężczyzn, kobiet i dzieci. Spośród 400 uczestników rozmów uratował się tylko jeden. Zginęła niemal cała rodzina O’More – 120 osób!
Droga do kolonizacji nowych hrabstw stała otworem. Nazwano je, zgodnie z właściwym Anglikom poczuciem humoru i zarazem subtelnym szacunkiem dla monarchii: Queen’s County i King’s County...
Mimo tych zasług, znów oskarżony o nadmierne łupiestwo podatkowe przez wysłanych do Londynu adwokatów panów z Pale, został Henry Sidney ostatecznie odwołany z funkcji Lorda Namiestnika Irlandii i chłodno przyjęty przez Elżbietę. Musiał odtąd zadowolić się sprawowaną w młodości funkcją zwierzchnika Marchii Walijskiej, co było, mimo tak wielkich zasług, poważną degradacją.
Dodać trzeba, że właśnie pod zarządem sir Henryka Sidney’a została przeprowadzona pierwsza wielka akcja plantacyjna Irlandii, przy pomocy trzech prywatnych spółek: sir Piotra Carew na terenie Leinster i Munster w latach 1568 – 1570, Tomasza Smitha (syna pierwszego sekretarza stanu) w rejonie Ards w latach 1572 – 1573 oraz samego Essexa w Clandeboy w latach 1573 – 1575, zakończona opisaną wcześniej rzezią Rathlin.
Nie przyniesie ona oczekiwanych rezultatów ze względu na kolejne bunty klanów (Smith po roku zostanie zamordowany), a także tajemniczą śmierć hrabiego Essexa i mniej lub bardziej szczere oburzenie na dworze Elżbiety wieściami o stosowanych przez kolonizatorów metodach. Wydaje się, że chodziło raczej o podnoszenie podatków dla angielskich osadników, niż współczucie dla masakrowanych na Rathlin i w Mullaghmast Irlandczyków.
Sidney zostanie jednak na krótko odwołany do Londynu dla wytłumaczenia się ze swojej polityki, a polemikę w obronie ojca podejmie jego utalentowany syn, Filip.
Znacznie większy rozmach przybierze natomiast kolejna plantacja, w wykonaniu sir Waltera Raleigha, założyciela angielskich kolonii w Ameryce: słynnej Wirginii oraz mniej znanej: w Gujanie.
Wkrótce okaże się zresztą, że najlepszymi niewolnikami do pracy w koloniach nie są porywani z afrykańskich wybrzeży Murzyni, ale biali Irlandczycy. Handel tym towarem leżał u podstaw niejednej angielskiej fortuny.
A kiedy w 1583 r., po zamordowaniu pana Munster, Geralda Fitzgeralda i zamknięciu w Tower jego syna, Anglicy skonfiskują „za zdradę” pół miliona akrów najlepszej w Irlandii ziemi, Raleigh przystąpi do jej rozdzielenia między 4200 osadników: ziemian i chłopów z zachodnich, angielskich hrabstw, za połowę obowiązującego czynszu. Irlandczycy do tych Plantacji wstępu nie mają. Małżeństwa mieszane, nawet konkubinaty, są oczywiście zakazane. Wprowadzi się tam za to eksperymentalną uprawę nowej rośliny: przywiezionego z Ameryki ziemniaka...
Chociaż i te plantacje upadną po kilkunastu latach, wskutek kolejnych powstań klanów, a sam Raleigh da głowę za nie dotrzymanie obietnicy dostarczenia złota z Gujany nowemu już królowi Jakubowi, ale po upływie przeszło dwóch wieków, eksperymentalnie zaszczepiana monokultura ziemniaka przyczyni się do największej tragedii Irlandczyków.
Wyspa, po 700 latach kolonizacji, zostanie wreszcie oczyszczona dla angielskich nowoczesnych Plantatorów...
Na szczęście dla Irlandczyków, na niespełna 100 lat. Choć Ulster nadal jest angielski...
[1] Skalista wyspa na północ od wybrzeży Irlandii, w kształcie litery L, uchodząca za niezdobytą od czasów średniowiecznych, kiedy skutecznie chronił się tam przed wojskami Edwarda I szkocki król Robert I Bruce.
W czasach podbojów elżbietańskich schronienie i baza wypadowa klanu MacDonnell (zwłaszcza Sorela Boya MacDonnela).
tagi:
![]() |
jolanta-gancarz |
18 października 2017 11:17 |
Komentarze:
![]() |
Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz |
18 października 2017 12:02 |
Tak jest. Atrakcyjność RON dla sąsiadów
.
![]() |
parasolnikov @jolanta-gancarz |
18 października 2017 14:33 |
No ciekawa sprawa ta skuteczność, bo ja caly czas czytając to myślałem o stosunkach Korony i Litwy i nie wiem czy ten bilans wychodzi jakoś na naszą korzyść.
![]() |
parasolnikov @jolanta-gancarz |
18 października 2017 14:37 |
A w ogóle to świetny tekst :)
![]() |
Maryla-Sztajer @parasolnikov 18 października 2017 14:37 |
18 października 2017 15:11 |
zaloguj się by móc komentować
![]() |
jolanta-gancarz @parasolnikov 18 października 2017 14:33 |
18 października 2017 16:23 |
Mimo zewnętrznych nacisków separatystycznych (prusko - moskiewskich, a więc i angielsko - protestanckich), przy pokojowej, łagodnej polityce, znacznej autonomii, nawet po unii lubelskiej, dzięki atrakcyjności kulturowej Korony, gdyby nie rozbiory, odrębność Litwy (WKL) właściwie przestała by istnieć (zlikwidowała ją zresztą formalnie Konstytucja 3. Maja, po 400 latach). Niemcy mocno się musieli natrudzić, żeby naród litewski pod koniec XIX w. odtworzyć/stworzyć. Pisze o tym nawet Korwin Milewski.
A pamiętajmy, że tę odrębność ziem WKL podkreślili jeszcze Rosjanie, zachowując je jako gubernie Cesarstwa, w przeciwieństwie do Królestwa Kongresowego, nawet po powstaniu styczniowym pozostającego odrębną częścią, także prawną. Odbiło się to potem negatywnie, po utworzeniu Dumy i po wybuchu I wojny, na wzajemnym stosunku obu tych części dawnej RON, utwierdzając u wielu Polaków, nie tylko z innych zaborów, ale nawet spod carskiego panowania, poczucie odrębności, albo nawet sprzeczności interesów.
Można się oczywiście rozwodzić nad tym, czy Rzeczpospolita (zwłaszcza Korona) skorzystała na unii (a właściwie uniach) z WKL, ale to jest spór jałowy, bo to se ne vrati;-)
Krwi na rękach w każdym razie nie mamy, a to się chyba jednak w ostatecznym rozrachunku liczy? Skoro Toyah sugeruje, że za jedno zdjęcie można trafić do piekła...
A poza wszystkim: dziękuję za uznanie. To kiedyś miała być część większej całości, ale chyba nic z tego nie wyjdzie, więc pewnie "rozmieni się na drobne" i starczy na kilka notek;-)))
![]() |
jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 18 października 2017 15:11 |
18 października 2017 16:25 |
Świetny komentarz;-)
![]() |
Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 18 października 2017 16:23 |
18 października 2017 16:35 |
A to dobra wiadomość! Nic się nie powinno zmarnować :))
I te odcinki jak najbardziej. Łatwiej skomentować; ).
.
![]() |
jolanta-gancarz @Kuldahrus 18 października 2017 16:32 |
18 października 2017 17:48 |
Żeby jeszcze ci Irlandczycy o swojej katolickiej przeszłości pamiętali, kiedy byli misjonarzami Europy... I umieli wrócić do głebokiej wiary.
![]() |
jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 18 października 2017 16:35 |
18 października 2017 17:49 |
No sama nie wiem. Może jeszcze powalczę ze swoim lenistwem;-)
![]() |
Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 18 października 2017 17:49 |
18 października 2017 18:17 |
zaloguj się by móc komentować
![]() |
pink-panther @jolanta-gancarz |
18 października 2017 18:28 |
Pisać, pisać!!! Znakomite: jasne, skondensowane, logiczne. Na pytanie zadane przez Autorkę odpowiem: nie. To nie były i nie są nasze metody i nie wzorowaliśmy się na Brytyjczykach w tej fundamentalnej sprawie.
A Brytyjczycy- co "zasiali", to "zbiorą". To tylko kwestia czasu. Zbrodnie dokonane przez zbiorowość - zawsze "wracają do zbiorowości". Kwestia czasu.
Skuteczność tego rodzaju daje "dobre' efekty w przez pewien czas, co widać też na przykładzie sukcesu Imperium Rzymskiego: dobra organizacja, zero skrupułów,żadnych "przyjaźni" - sami "wrogowie". To zabawa na kilkaset lat a potem w tajemniczy sposób wszystko się tak jakoś zawala pod "ciężarem własnego sukcesu". W przeciwieństwie do Polaków, którzy są chowani w błogiej nieświadomości istnienia takich "polityk imperialnych" jako celowych, inne narody, jak np. Chińczycy - bardzo skrupulatnie przeanalizowały swoje relacje z Brytyjczykami. Z Francuzami, Amerykanami, Niemcami i Rosjanami zresztą też. A co dopiero Afryka, która się dopiero "wybija na niepodległość" - poprzez katolicyzm.
"Projekt Wielka Brytania" to jest zabawa dla grupki oligarchów, tak jak od samego początku czyli od Henryka VIII. Cała reszta Brytyjczyków to mierzwa historii. Mają tę swoję "dumę", ale kiedy się popatrzy choćby na to ich "budownictwo- mieszkalnictwo' czyli tę całą tandetę - to się człowiek zastanawia, gdzie się podziały te wielkie bogactwa rabowane bez ograniczeń: w Hiszpanii, Afryce, Azji, Ameryce Południowej? Przecież oni zajmowali się jumą na niewiarygodną skalę przez ponad 300 lat. No i jest parę wielkich fortun, jest to całe City, trochę właścicieli tysięcy hektarów czy różnych bankierów. Ale to jest "bogactwo ukryte w skarbcu" a może i to nie. Oni oczywiście "myślą do przodu na 200-300 lat", ale te same numery w ich wykonaniu w stylu "dziel i rządź" są już rozpoznane przez przeciwnika. Tak jak Niemcy to jest wilcze plemię tylko oczywiście - bystrzejsze. Oglądałam niedawno ich własny serial dokumentalny o "zwijaniu Imperium" i tam się ciągle powtarzało zjawisko - poświęcania swoich własnych obywateli i swoich "mniejszych sojuszników" w najohydniejszy sposób. Polacy byli tylko jednymi z wielu "frajerów'. Oczywiście trzymają fason i bardzo ładnie interpretują te swoje dzieje, ale oni nigdy nie byli "graczem zespołowym", na którym można byłoby polegać. Teraz będą musieli sobie kogoś "przygruchać" a wszyscy wiedzą, że to jest, jak zawsze, tylko zagrywka taktyczna. Będzie ciekawie.
![]() |
Maryla-Sztajer @pink-panther 18 października 2017 18:28 |
18 października 2017 18:43 |
To ciekawe pytanie, gdzie się podziało zmarnowane bogactwo. Zwuedzałam kilka wielkich zamków : Windsor, ale i Arundel i w Brighton i inne...niewiarygodnie zakochane 'wszystkim'. Ale przecież to chyba nie wszytko.
A o likwidacji w Indiach..ciekawe są pamiętniki lorda Mountbattena, ostatniego wicekrola mającego misję zorganizowania transformacji bez wstrząsów
.
![]() |
jolanta-gancarz @pink-panther 18 października 2017 18:28 |
18 października 2017 18:51 |
Nawiązując do tekstu, który tu wczoraj wrzucił Rotmeister: naszą nadzieją jest to, że w ostateczności Lewiatan, symbol brytyjskiego Imperium, pożerający swój ogon, sam się unicestwi. Obyśmy tylko zachowali trzeźwość umysłu i żywą wiarę. Katolicką, oczywiście. I umieli ją przekazać następnym pokoleniom, a może i tym biednym istotom, trzymanym w błogiej nieświadomości niewolnictwa przez te (ponoć od stuleci) 200 rodzin z City. Czyli wielokrotnie mniej, niż tych normandzkich najeźdźców, co Anglo - Sasom nowy porządek narzucili, razem z ówczesnym : mane, tekel, fares, czyli Domesday Book...
Wtedy na coś się ta polska emigracja zarobkowa na Wyspę przyda...
![]() |
pink-panther @Maryla-Sztajer 18 października 2017 18:43 |
18 października 2017 19:16 |
Myślę, że oligrchia znaczną część upchnęła gdzieś dyskretnie w jakieś "zamorskie inwestycje" a cześć poszła na zbrojenia i socjal.
No i trzeba w ogólnym bilansie ostatnich 500 lat tego "protestanckiego eksperymentu brytyjskiego" wziąć pod uwagę tzw. czynnik ludzki. OIigarchia wytworzona przez Henryka VIII i następcy, w tym wzbogacone mieszczaństwo - nigdy nie liczyli się z ludźmi tamtejszymi. Wyspa nie została w czasach nowożytnych najechana, ale od XVI w. trwał tam permanentny stan wojenny, przy którym stan wojenny Jaruzela, to była operetka wiedeńska. Wytracanie ludzi na masową skalę i eksploatacja ludzi na masową skalę. Aż do XIX w. Ślady widać np. w sposobie budowania osiedli dla robotników w XiX w. oraz w nawykach żywieniowych. Oni się mogą wyśmiewać z naszego bigosu i pierogów, ale CO ONI mają jako "tradycyjną brytyjską potrawę"? Sto dań? Czy "ryba i czipsy"? Oraz "węgorz w galarecie". A to jest "dowód w sprawie". "Zajechali własnego konia" czyli - swoich ludzi w taki sposób, że oni są jacyś tacy mało kreatywni i mało wymagający od życia, jak na "takie imperium" i taki rabunek świata.
Tymczasem Polacy, którzy od 3 wieków znajdują się w permanentnej opresji a czasem byli obiektem masowej eksterminacji - potrafią w najtrudniejszych warunkach stworzyć - wygodną chatkę, różnorodny i piękny ogródek a o daniach i obyczajach weselnych (a nawet pogrzebowych) -to nie trzeba przypominać, bo właśnie owe "dania" są tam już traktowane z szacunkiem. Dieta polskiego wieśniaka przebiła się w Brytanii u wegetarian jako delicje.
Natomiast propagandę mają ekstra.
![]() |
Maryla-Sztajer @pink-panther 18 października 2017 19:16 |
18 października 2017 19:29 |
Ja ich podejrzewam o zwykłe szastanie zdobycznym dobrem. Łatwo przyszło. .
Życie polskie w dawnych wiekach, Łozińskiego, pokazuje ogrom importowanych dóbr przez naszą szlachtę. Ale...kupowali ! i za swoje ! Pitem nam to grabiono i trzeba było się znów dorabiać.
Natomiast ten kontrast ubóstwa całego społeczeństwa z przepychem zamków i pałaców jest bardzo podejrzany.
Też byłam w kilku miejscach w takich odremontowanych domach niższych warstw.
Teraz bardzo zadbane, ale widać mini powierzchnię. Czasem łączą 2 sąsiednie domy dla jednej rodziny, tak ciasno.
Rabuś nie umie gospodarzyć . To naturalne. Trzeba być gospodarzem żeby myśleć długofalowe
.
![]() |
jolanta-gancarz @pink-panther 18 października 2017 19:16 |
18 października 2017 20:16 |
Tak, oligarchia brytyjska nigdy nie liczyła się z ludźmi. Taka np. Elka I, wg propagandy teraźniejszej i ówczesnej uwielbiana przez poddanych, bez mrugnięcia okiem, z dnia na dzień, zwolniła 14,5 tys marynarzy (z niespełna 16 tys.), którzy uratowali wyspę przed Wielką Armadą i których ledwie kilka tygodni wcześniej błogosławiła na drogę. W efekcie przeszło połowa z nich (może i ponad 8 tys!) zmarło z głodu i wywołanych nędzą chorób (tyfus, czerwonka). Tymczasem w walce z Hiszpanami poległo ponoć ledwie 100.
No, ale murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść... Niektórzy twierdzą nawet, że to jest racjonalna gospodarka zasobami ludzkimi.
![]() |
pink-panther @Maryla-Sztajer 18 października 2017 19:29 |
18 października 2017 20:17 |
Trafione zatopione: rabuś nie umie gospodarzyć. A do tego jeszcze system dzierżawny czyli bardzo ograniczona własność w społeczeństwie. Każda cegła we wsi należała do dziedzica. Niby "musiał" załatać dach i generalnie 'stworzyć warunki" ale oznaczało to, że rolnik nie mógł myśleć perspektywicznie o dorabianiu się dla potomków. Natomiast wysłać ich "za morze" dla rabunku - jak najbardziej - mógł. Jeszcze po II WW można było wyjechać do Kanady czy Australii albo RPA lub do Kenii, ale po roku 1960 - urwało się. Z tym, że to naród zdyscyplinowany i potrafi cieszyć się tym, że "jest najlepszy i już".
![]() |
Maryla-Sztajer @pink-panther 18 października 2017 20:17 |
18 października 2017 20:27 |
A...nie urwało. ..byłam w 81' z ciekawości, w Londynie, w takim australijskim biurze...można było złożyć papiery na wyjazd.
Gospodarze mnie namawiali :)))
Poszłam z ciekawości. . I wróciłam do Polski:)).
.
Ciekawe są powieści angielskie...zawsze ktoś z rodziny jest na służbie w koloniach. Albo wrócił z pieniędzmi i zniszczonym zdrowiem. I trzeba go ożenić, bo ma pieniądze. ...
.
![]() |
Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 18 października 2017 20:16 |
18 października 2017 20:27 |
Czemu ich zwolniła! ?
.
![]() |
wierzacy-sceptyk @Maryla-Sztajer 18 października 2017 19:29 |
18 października 2017 20:32 |
z tym pitem to chyba podświadomość:)
![]() |
Maryla-Sztajer @wierzacy-sceptyk 18 października 2017 20:32 |
18 października 2017 20:43 |
Android,
już późno. ..zmykam od ekranu. Już widzę inne literówki
.
![]() |
jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 18 października 2017 20:27 |
18 października 2017 20:52 |
Oszczędna była. A chwilowo nie byli jej potrzebni, bo niebezpieczeństwo zażegnane, więc po co darmozjadów utrzymywać?
![]() |
Maryla-Sztajer @pink-panther 18 października 2017 20:17 |
18 października 2017 21:09 |
A, naród zdyscyplinowany.
Nie to co nasi, pańszczyźniani. ..strasznie wkurzeni jak im ustawowo zabroniono używać złotych ozdób. .,łobuzy ...
.
![]() |
Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 18 października 2017 20:52 |
18 października 2017 21:10 |
No tak. Oszczędna.
.
Będę zaglądać za dalszym ciągiem. ..bardzo inspirujący temat; ).
.
![]() |
Paris @jolanta-gancarz 18 października 2017 16:23 |
18 października 2017 23:22 |
Co za bandziory !!!
Za kazdym razem jak czytam o tych bandytach z wyspy - to normalnie mna wstrzasa... naprawde ciezko uwierzyc, ze tyle krwi niewinnej tam splynelo... i ze to taka bezwzgledna dyktatura byla...
... wpis znowu swietny, Pani Gancarz... i osobiscie ciesze sie, ze ulegl "rozbiciu"... mnie przynajmniej bedzie latwiej - dzieki temu - jakos to wszystko sobie poukladac... do odpowiednich "szufladek".
![]() |
pink-panther @jolanta-gancarz 18 października 2017 20:16 |
19 października 2017 00:00 |
No niesamowite wprost. Ale podobnie było po wygranej wojnie z Napoleonem na kontynencie. Też się "pozbyli nadwyżek" raz dwa. I wojsko poszło rabować po drogach albo do kolonii. Jeśli zdrowie było. Czyli władza trzyma się konsekwentnie zasady - niewdzięczności i to niewdzięczności bezczelnej. A my przez dekady dziwimy się, że Polaków nie zaprosili na paradę zwycięstwa po II WW. Dla nich to był nic nie znaczący detal. Dopiero Amerykanie wywlekli to w jakiejś książce o dywizjonie 303 i trochę szumu się zrobiło. Ale Brytyjczycy elegancko w BBC to wygładzili i wyszło, że było fajnie. Po prostu dwoje polskich emerytów z epoki przedstawiło swoje wrażenia. Ale czy byli oni w wersji dla lokalsów czy tylko w wersji "dla Polaków", tego nie wiadomo.
![]() |
Paris @pink-panther 19 października 2017 00:00 |
19 października 2017 00:46 |
O zlamaniu szyfrow przez Polakow (tajemnica Enigmy) tez dopiero od niedawna wspominaja, lobuzy jedne.