-

jolanta-gancarz

Gabrielowi - zamiast długiego komentarza - coś o sukcesie i żydach.

Miałem niedaleko domu, na t. zw. Podgórzu, około 1½ morgi gruntu, z czego większa część położona była na stoku wzgórza, trudna do uprawy i mało urodzajna, bo wierzch i spód stanowiła zwięzła glina. Zaraz od początku mego gospodarowania przemyśliwałem nad teym, jak by ten grunt najkorzystniej zużytkować. Kopiąc doły, przekonywałem się, że glina jest na 3 m. głęboko, – więc powziąłem myśl założenia cegielni. Liczyłem na zbyt cegły w Tarnobrzegu i w okolicy, gdyż na miejscu była tylko cegielnia dworska, w której wyrabiano cegłę na własny użytek. Ludzie zawodowi: strycharze, których rady przy sposobności zasięgałem, upewniali mię, że glina dobra, i cegielnia się opłaci. Zrobiłem próbę – wypaliłem w rozkopanej górze około 20.000 cegły, – okazało się, że jest dobra, ludzie ją rozkupili, i miałem ładny zysk. Więc wziąłem się stanowczo do wyrobu cegły: wymurowałem dobry piec, kierat, szopę, zgodziłem strycharza i od roku 1876 przez 30 lat cegielnia ta była ciągle w ruchu. Wypalało się w niej przeciętnie po 150.000 cegieł rocznie, w latach zaś, kiedy odbyt na cegłę był najlepszy, wypalałem przez lato 10 pieców po 22.000. Razem w ciągu 30 lat wypaliło się przynajmniej 5 miljonów cegły. Na tysiącu cegły miałem zarobek 5 złr., w czem mieściło się już wynagrodzenie za glinę. Rocznie więc miałem dochodu przeciętnie 750 złr., a w ciągu 30 lat cegielnia przyniosła mi przeszło 20.000 złr. dochodu. Pole przez cegielnię nie zepsuło się, ale, owszem, naprawiło, bo góra się zrównała, i na tem miejscu założyłem ogród warzywny i owocowy i staw odpływowy. Jednak nie tylko ja zyskałem, ale także dałem ludziom zarobek, którego dawniej szczególniej brak wielki.

W cegielni pracowało stale 8 robotników, zajętych przyrządzaniem gliny, wyrobem cegły, zawożeniem jej do pieca i wywożeniem po wypaleniu z pieca. Najwięcej tych robotników bywało z Mokrzyszowa. Inni zarabiali furmankami, gdyż na wypalenie każdego pieca szło 15 sągów drzewa, czyli 30 fur drzewa, licząc ½ sąga na furę, a na dostawienie cegły z jednego pieca do miejsc przeznaczenia trzeba było przeszło 100 furmanek, które brały po 200 cegieł. W cegielni więc wyrobnicy zarobili setki tysiące, co mnie również cieszyło, jak mój osobisty zarobek. Od początku bowiem prowadzenia tego czy innych przedsiębiorstw nie miałem nigdy na myśli osiągnąć wielkie zyski i lekko się zbogacić, a zawsze miło mi było, że choć garstka ludzi potrzebujących znajduje u mnie stale zarobek. Zato miałem taką nagrodę, że ludzie w gminie i w okolicy darzyli mię nawzajem życzliwością i zaufaniem.

Z cegielni mojej brany był materjał na budowę wielu domów po pożarach w Tarnobrzegu, na pobliskie mosty kolejowe w czasie budowania drogi kolejowej do Tarnobrzega, na budowę pałacu w Mokrzyszowie, na budowę kominów piwnic i t. p. w gospodarstwach chłopskich po wsiach okolicznych. Z cegły tej wybudowałem też w latach 1882–1883 obszerny dom własny, który był pierwszym chłopskim domem murowanym w Dzikowie, nazywany »kamienicą Słomkową«. Dom ten składał się z 4 pokoi, dwu kuchen, spiżarni i wygodnych piwnic. Z tego zamieszkałem z rodziną jeden pokój z kuchnią, resztę wynajmowałem lokatorom. Mieszkał u mnie przez szereg lat najpierw ś. p. Michalik, dyrektor szkoły powszechnej w Tarnobrzegu, następnie ś. p. Józef Stebnicki, geometra, którzy w owym czasie zaprzyjaźnili się ze mną, byli prawdziwymi przyjaciółmi dla mnie i mojej rodziny, trzymali dzieci moje do chrztu. Gdy mi cegielnia szła najlepiej, natrafiłem nagle w tem przedsiębiorstwie na silnego konkurenta. Podówczas był w Tarnobrzegu Jankiel Pancer sławnym i bogatym kupcem, miał handel wapna, gipsu, cementu. węgli, koksu, soli kamiennej i t. p., – kupował u niego każdy, był dostawcą po dworach w powiecie i poza powiatem, i miał duże zyski, bo nie było drugiego takiego handlu, i nie miał konkurencji. Wiedział on od ludzi, że ja na cegłę mam odbyt, bo, kto u mnie kupił cegłę, szedł do niego po wapno, – więc chciał za wszelką cenę mieć i cegielnię i starał się tak długo, aż u hrabiego cegielnię poddzierżawił i począł wypalać cegłę na sprzedaż na wielką skalę. Wtenczas ja zacząłem tracić odbiorców, bo, kto kupił u mnie cegłę, musiał za karę dwa razy więcej za wapno u Pancera płacić, – więc każdy był zmuszony jedno i drugie brać u niego, – innego bowiem składu z wapnem nie było.

Raz przyszedł do mnie inżynier z Tarnobrzega, który miał dom budować, obejrzał cegłę, spodobała mu się, zgodził się ze mną i kazał mi przyjść na drugi dzień do siebie po pieniądze. Ucieszyłem się, że większą ilość cegły sprzedam i nazajutrz poszedłem do niego, a on mi powiada: »Z bólem serca muszę powiedzieć, że u pana cegły kupić nie mogę, bo byłem u Pancera zamówić wapno, a ten mi oświadczył, że jak cegły u niego nie wezmę, to za wapno będę musiał zapłacić drożej, a niema tu innego handlu z wapnem«. I tak się stało, że cegłę i wapno wziął u Pancera. Wtenczas poruszyły się we mnie wszystkie nerwy, że mi żyd tak haniebnie wlazł na kark. Nie było innej rady, tylko trzeba się było przed taką konkurencją silnie bronić, bo inaczej cegielni mojej groził upadek. Postanowiłem więc założyć także fabryczkę do wypalania wapna

***

Ale sprawa nie była łatwa, bo wtenczas nie było jeszcze do Tarnobrzega kolei, i kamień wapienny trzeba było sprowadzać Wisłą, a na spławianie nią musiało się mieć pozwolenie Dyrekcji skarbu we Lwowie; nadto Pancer trzymał w dzierżawie od hrabiego brzeg nadwiślański pod Dzikowem, gdzie zatrzymywały się galary z kamieniem wapiennym. Jednak sprawy już nie zasypiałem. Poszedłem do hrabiego z prośbą, żeby mi dał pozwolenie na skład kamienia wapiennego nad Wisłą, co uzyskałem, zobowiązawszy się płacić za to, podobnie jak Pancer, po 2 złr. od każdego galara. Wtedy napisałem do Dyrekcji skarbu we Lwowie i stamtąd także przyszło mi pozwolenie. Skoro tak na miejscu sprawa była załatwiona, należało teraz jechać do Krakowa i kamień zakupić. Ale to był twardszy sęk dla mnie, bo w Krakowie nigdy jeszcze nie byłem, nie znałem tam nikogo, nie wiedziałem, z kim zawrzeć interes na dostawę kamienia. Pancerowi mogło to iść łatwiej, bo miał już wyrobione stosunki z Krakowem, mógł tylko list napisać, a dostarczyli mu galarami, co mu było potrzebne. Dowiedziałem się jednak, że jest tam na Kaźmierzu kupiec Weinberg, mający skład materjałów budowlanych, które wysyła też galarami; – wziąłem więc adres do niego i wyjechałem do Krakowa: wozem do Dębicy, a dalej koleją.

Jednak, choć ja robiłem bez rozgłosu, Pancer dowiedział się o moich zamiarach. Ja w Krakowie wychodzę ze stacji, rozglądam się, – widzę Pancera; następnie gdzie się ja obrócę, – on idzie wszędzie za mną z tyłu. Boję się iść wprost na Kaźmierz, bo myślę sobie, że pójdzie za mną i cały interes zepsuje. Chodzę więc i rozglądam się po ulicach, ale ten wszędzie za mną. Żeby się go pozbyć, wszedłem do kościoła i modlę się dość długo; – wychodzę, – on czeka, a następnie idzie za mną. Poszedłem na nocleg, – wychodzę rano, patrzę, Pancer czeka przed domem noclegowym i śledzi mię dalej.

Wreszcie przystąpił do mnie, przywitał się i prosi na piwo. W piwiarni mówi mi, że wie, pocom do Krakowa przyjechał, – i prosi na wszystko, żebym od swego zamiaru odstąpił, żeby mu handlu nie psuć, przedstawiał, że mogę na tem stracić majątek, obiecywał, że mi już nie będzie odciągał odbiorców. Ja robiłem mu ostre wyrzuty, ostatecznie rozeszliśmy się z niczem, a w końcu zdołałem mu zniknąć z oczu i udałem się na Kaźmierz. Weinberg przyjął mnie bardzo dobrze i przyrzekł interes załatwić jak najlepiej, bo na Pancera miał złość z czasów, kiedy był z nim w stosunkach handlowych. Zamówiłem na razie galar kamienia wapiennego, kilka beczek cementu i gipsu i, widząc, że kupiec jest porządny, dałem mu na rachunek 600 złr. Na to on zaprosił mię do swego prywatnego mieszkania, pokazywał pokoje, porządnie umeblowane, i rzecze do mnie: »Niech pan nie myśli, że dla pochwały pokazuję swoje gospodarstwo, – czynię tak dlatego, żebyś mię pan poznał i pojechał spokojnie do domu; – bo jak jestem kupcem, pierwszy raz mi się to przytrafia, że gospodarz, nie znając mnie, od razu powierza mi grubszą kwotę; w Krakowie dużo jest takich, którzy by w cztery oczy pieniądze odebrali, i więcej byś ich pan nie widział«. Podziękowałem mu za dobre słowo i pożegnałem się. Do domu wracałem też razem z Pancerem. W drodze zaczął się mnie żałować, że niepotrzebniem sobie parę reńskich stracił na podróż do Krakowa, na co mu odpowiedziałem, że wcale tego nie żałuję, bom Kraków widział. Nic zaś nie wiedział o tem, żem był u Weinberga i że zamówienie tam uskuteczniłem, tylko zauważył, że miałem nowy kapelusz. Gdy na drugi dzień spotkałem się w Tarnobrzegu z żydkami, ci mi opowiadali, że Pancer śmieje się ze mnie, że chłop chciał jemu kupcowi robić konkurencję, ale nie umiał, bo zaledwo potrafił kupić sobie w Krakowie kapelusz, bo do tego tylko zdatny. I tak śmiał się dalej.

Tymczasem nie zeszło dwa tygodnie, a tu kupiec Pancerów z Krakowa donosi, że Weinberg wysyła galar kamienia wapiennego na imię Jana Słomki z Dzikowa. Pancer wartę postawił przy Wiśle, a gdy galar się zjawił, zapowiedział, że do lądu przybić nie wolno, bo lądy on zadzierżawił. Ja wtedy śpieszę do Wisły i pokazuję kwit ze dworu, – leśni ustępują ze słowami: »Już wolno. bo jest kwit, podpisany przez samego hrabiego«. Pancer jedzie więc na komorę celną w Nadbrzeziu i prosi o zakazanie mi wyładowywania kamienia, – tam odpowiadają, że Słomka ma pozwolenie z Dyrekcji. Innej przeszkody nie mógł już znaleźć. Więc na drugi dzień raniutko przychodzi do mnie do domu i prosi na bok na rozmowę. Wyszliśmy razem do ogrodu i siedliśmy na trawniku. Tu długo przekonywał mię, czegoby na kilku arkuszach nie spisał, żebym od handlu wapnem odstąpił, – nareszcie wyjął z kieszeni 300 złr., położył przede mną i rzecze: »Ma to pan za odstępne i nie rób mi pan konkurencji, a swoją drogą zapłacę też galar z towarem i wszystkie koszta wrócę panu do centa«. Ja się na to nie zgodziłem, mówiąc, że od nikogo nie lubię brać pieniędzy za darmo, to i od niego nie wezmę, więc on po krótkim namyśle dokłada jeszcze 100 złr. i dalej mnie przekonywuje, – potem dokłada jeszcze 100 złr.: »masz pan 500 złr.« – powiada, – a gdy i tego nie brałem, wyjął w ostatku jeszcze 100 złr., kładąc je przede mną na trawie. Dodawał przytem: »Ale proszę, żeby nikt o tem nie wiedział, żem dał panu te 600 złr. i koszta zwróciłem, boby drugi pojechał do Krakowa, aby znowu dostać za odstępne parę stówek«. Ale ja ustąpić nie myślałem i powiedziałem, że im więcej dokłada, tem większą mam chęć do prowadzenia fabryki, – bo musi to być dobry interes, skoro wart tyle odstępnego. A wkońcu rzekłem: »Nie wezmę tych 600 złr. i od interesu nie odstąpię, żebyś się pan dowiedział, że chłop potrafi nie tylko kapelusz kupić, ale i co innego załatwić«, i wtenczas przypomniałem mu to wyśmiewanie mię na mieście. Więc rozstaliśmy się stanowczo.

Ale przed rozpoczęciem wypalania czekała mię jeszcze jedna trudność. Zacząłem stawiać tuż przy Wiśle na swoim gruncie dwa małe piece wapienne i jednocześnie wniosłem do starostwa podanie o pozwolenie czyli koncesję na wypalanie tam wapna. Ponieważ miejsce było odległe od wsi prawie na kilometr, więc byłem pewny, że prowadzeniu tam fabryki nikt przeszkodzić nie może. Jednak i to nie było łatwym, jak się zdawało. Pancer bowiem namową i pieniędzmi skłonił prawie wszystkich, którzy mieli grunta w sąsiedztwie budujących się pieców, że wnieśli do starostwa sprzeciwy czyli protesty, że dym z fabryki będzie im plony wypalał i zarażał.

Wskutek tych protestów starostwo wyznaczyło komisję do zbadania sprawy na miejscu, i tu została załatwiona pomyślnie dla mnie. Najwięcej poparł mię jako rzeczoznawca Wojciech Kaliciński, ekonom z Wymysłowa, który udowadniał, że sąsiednie grunta nie będą odnosiły z fabryki wapna żadnej szkody, ale, owszem, pewną korzyść, bo popiół, zawarty w dymie, opadając na ziemię, będzie ją użyźniał. Drugi rzeczoznawca zgodził się na to samo. Wszczęła się sprzeczka między obecnymi, ale orzeczenia rzeczoznawców były decydujące, więc już bez zwłoki otrzymałem koncesję, a protestujący zostali odesłani na drogę prawa cywilnego. Jednakże żaden z nich zarzutów dalszych nie wnosił. Przy wydawaniu koncesji starosta ówczesny Jakubowicz powiedział mi, że »koncesja z prawa mi się należy, bo miejsce pod fabrykę jest odpowiednie, a my Sybiru nie mamy, żeby tam fabryki stawiać«.

Więc zacząłem wypalać wapno, ale teraz czekała mię najcięższa walka. Pancer bowiem, żeby mię zniszczyć, zniżał ceny u siebie tak, że musiałem sprzedawać bez żadnego zarobku, on zaś w zaciekłości schodził nawet poniżej ceny fabrycznej.

Żeby sobie ułatwić konkurencję z nim, sprowadzałem wszystkie materjały, które on miał na składzie, więc nie tylko kamień wapienny, ale także cement, gips, węgiel kamienny, koks kowalski, sól wielicką. Każdego z tych towarów starałem się mieć bodaj trochę na sprzedaż, żeby Pancer nie głosił, że u niego jedynie jest coś do nabycia i nie zmuszał do kupowania u siebie. Kamień wapienny przychodził mi spod Krakowa, gdzie przy Wiśle sąg kubiczny kosztował 8 złr., a ;z dostawą do Tarnobrzega 40 złr., bo sam galar kosztował 120 złr. i więcej, a w Tarnobrzegu można go było sprzedać na rozbiórkę najwyżej za 30 złr. Flisacy, dostawiwszy kamień, wracali do Krakowa pieszo.

W czasie walki konkurencyjnej z Pancerem ceny rzeczy, któremi handlował, spadły w Tarnobrzegu i okolicy prawie do połowy. Wapno, które przedtem Pancer sprzedawał po 3 złr. cetnar, spadło na 1 złr. 50 cnt., koks kowalski, sprzedawany dawniej po 1 złr. 50 cnt., spadł na 80 cnt. za cetnar i t. d. Największy był odbyt na wapno i koks, najmniejszy na węgieł kamienny, który był używany na opał tylko w niektórych domach urzędniczych, ogół zaś ludności używał jedynie drzewa opałowego i węgłem kamiennym bał się palić. Wapno szło najwięcej na wielkie święta, na bielenie domów. Sprzedaż prowadziłem u siebie w domu przy pomocy dzieci i w dnie targowe miewałem nieraz wielką ciżbę ludzi na oborze. Wapno wysyłałem też na sprzedaż furą po wsiach okolicznych, dostarczałem go też w większej ilości na budowę kościoła w Padwi, do dworu w Grębowie i t. d.

Pancer robił mi konkurencję do ostatka, bo się zaprzysiągł, że mnie musi zgnębić i puścić – jak mówił – bez portek. Jednakże ja żyłem z gruntu i mogłem wytrzymać bez zarobku i handlu, on zaś żył tylko z gotówki, – walka więc, która trwała między nami przez pięć lat od r. 1883, skończyła się tak, że Pancer stracił gotówkę, jaką posiadał, i umarł prawie biedny, – ja też dołożyłem na czysto kilka stówek, nie licząc tego, com się przez ten czas napracował, – ale przy swojem gospodarstwie utrzymałem się. Innego wyjścia nie było, bo konkurencja była narzucona, trzeba było bronić się do ostatka. Strata moja wynikła nie tylko z tej silnej konkurencji, ale ostatecznie także z tego powodu, że w ostatnim roku straciłem przy sprowadzaniu kamienia wapiennego. Zaryzykowałem wtedy pod zimę sprowadzić dwa galary. Retman, pijaczyna, zajechał po pijanemu niedaleko za Niepołomicami w taki kąt na Wiśle, że nie mógł stamtąd galarów wyciągnąć i wszystkiego odszedł. Tymczasem Wisła zamarzła, kamień ludzie przez zimę rozkradli. Tyle mię kosztowała wódka tego retmana. Wytoczyłem mu proces i wygrałem. W tym czasie jednak umarł, została po nim żona z 6-giem dzieci, których nie chciałem z majątku wydziedziczać, bo ojciec zostawił im niewiele, i tak od wszystkiego odstąpiłem.

W końcu wypalanie wapna nie opłacało się, bo nastała kolej do Tarnobrzega, i można było sprowadzać wapno gotowe z Krakowa, – a wypalanie u nas drzewem kosztowało bez porównania drożej, niż w ,Krakowie węglem. Mimo że wapno, wypalone drzewem było znacznie lepsze i wydatniejsze, niż wypalone węglem, jednak każdy wolał kupić gorsze, aby taniej; chociaż do dziś dnia niejeden wspomina »że nie było to, jak u Słomki kupować wapno«, i dopytują się, czy nie będę jeszcze handlował, — tak im ta konkurencja moja z Pancerem zasmakowała.

Fragment "Pamiętnika włościanina" Jana Słomki (roz. IX) przytoczony stąd: http://www.linux.net.pl/~wkotwica/slomka/slomka-09.html



tagi: jan słomka galicja dzików żydzi konkurencja cegiel 

jolanta-gancarz
14 maja 2019 12:34
67     3690    31 zaloguj sie by polubić

Komentarze:



jestnadzieja @jolanta-gancarz
14 maja 2019 13:35

Dawno temu sciagnelam sobie te pamietniki Slomki; swietnie sie to czyta.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @jolanta-gancarz
14 maja 2019 13:37

> Rocznie więc miałem dochodu przeciętnie 750 złr., a w ciągu 30 lat cegielnia przyniosła mi przeszło 20.000 złr. dochodu. Pole przez cegielnię nie zepsuło się, ale, owszem, naprawiło, bo góra się zrównała, i na tem miejscu założyłem ogród warzywny i owocowy i staw odpływowy. Jednak nie tylko ja zyskałem, ale także dałem ludziom zarobek, którego dawniej szczególniej brak wielki.

> W cegielni więc wyrobnicy zarobili setki tysiące, co mnie również cieszyło, jak mój osobisty zarobek. ...  Zato miałem taką nagrodę, że ludzie w gminie i w okolicy darzyli mię nawzajem życzliwością i zaufaniem.

> Z cegły tej wybudowałem też w latach 1882–1883 obszerny dom własny, który był pierwszym chłopskim domem murowanym w Dzikowie, nazywany »kamienicą Słomkową«. Dom ten składał się z 4 pokoi, dwu kuchen, spiżarni i wygodnych piwnic. Z tego zamieszkałem z rodziną jeden pokój z kuchnią, resztę wynajmowałem lokatorom.

>Gdy mi cegielnia szła najlepiej, natrafiłem nagle w tem przedsiębiorstwie na silnego konkurenta. Podówczas był w Tarnobrzegu Jankiel Pancer sławnym i bogatym kupcem, miał handel wapna, gipsu, cementu. węgli, koksu, soli kamiennej i t. p., – kupował u niego każdy, był dostawcą po dworach w powiecie i poza powiatem, i miał duże zyski, bo nie było drugiego takiego handlu, i nie miał konkurencji.

>kto kupił u mnie cegłę, musiał za karę dwa razy więcej za wapno u Pancera płacić, – więc każdy był zmuszony jedno i drugie brać u niego, – innego bowiem składu z wapnem nie było.
 
>Nie było innej rady, tylko trzeba się było przed taką konkurencją silnie bronić, bo inaczej cegielni mojej groził upadek.


>Pancer dowiedział się o moich zamiarach. Ja w Krakowie wychodzę ze stacji, rozglądam się, – widzę Pancera; następnie gdzie się ja obrócę, – on idzie wszędzie za mną z tyłu. Boję się iść wprost na Kaźmierz, bo myślę sobie, że pójdzie za mną i cały interes zepsuje. Chodzę więc i rozglądam się po ulicach, ale ten wszędzie za mną.
 
>Ale ja ustąpić nie myślałem i powiedziałem, że im więcej dokłada, tem większą mam chęć do prowadzenia fabryki, – bo musi to być dobry interes, skoro wart tyle odstępnego. A wkońcu rzekłem: »Nie wezmę tych 600 złr. i od interesu nie odstąpię,
 
>Wapno, które przedtem Pancer sprzedawał po 3 złr. cetnar, spadło na 1
 
>Pancer robił mi konkurencję do ostatka, bo się zaprzysiągł, że mnie musi zgnębić i puścić – jak mówił – bez portek. Jednakże ja żyłem z gruntu i mogłem wytrzymać bez zarobku i handlu, on zaś żył tylko z gotówki, – walka więc, która trwała między nami przez pięć lat od r. 1883, skończyła się tak, że Pancer stracił gotówkę, jaką posiadał, i umarł prawie biedny, – ja też dołożyłem na czysto kilka stówek, nie licząc tego, com się przez ten czas napracował, – ale przy swojem gospodarstwie utrzymałem się. Innego wyjścia nie było, bo konkurencja była narzucona, trzeba było bronić się do ostatka.

>Mimo że wapno, wypalone drzewem było znacznie lepsze i wydatniejsze, niż wypalone węglem, jednak każdy wolał kupić gorsze, aby taniej; chociaż do dziś dnia niejeden wspomina »że nie było to, jak u Słomki kupować wapno«, i dopytują się, czy nie będę jeszcze handlował, — tak im ta konkurencja moja z Pancerem zasmakowała.

 

 

Normalnie Socjalizm w wersji z podgrupy prawicowej (niszczenie napadami konkurencji swojej). I tak dobrze, że Jankiel Pancer nie był z podgrupy lewicowej, bo napady byłyby też na życie Słomki i wtedy Pancer musiał by umrzeć -a to grzech przecież jak mówi Kościół katolicki, który chroni wszystkich ludzi i trzeba starać się unikać grzechu.

zaloguj się by móc komentować



jolanta-gancarz @gabriel-maciejewski 14 maja 2019 12:44
14 maja 2019 14:15

Koniecznie, bo w papierze jest niedostępne.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @ewa-rembikowska 14 maja 2019 13:22
14 maja 2019 14:16

To taki mały dowód na "nędzę galicyjską";-)

zaloguj się by móc komentować

tadman @jolanta-gancarz
14 maja 2019 14:16

Polak potrafi. :)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @jestnadzieja 14 maja 2019 13:35
14 maja 2019 14:17

No i nasze strony przecież;-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Brzoza 14 maja 2019 13:37
14 maja 2019 14:17

Nie, no raczej "chłop potęgą jest i basta".

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @byczeq 14 maja 2019 13:39
14 maja 2019 14:18

i Bendix

To było tylko na zaostrzenie apetytu;-)

zaloguj się by móc komentować


marianna @jolanta-gancarz
14 maja 2019 14:20

Luuuubię takie historie! Cymes.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @marianna 14 maja 2019 14:20
14 maja 2019 14:24

Polecam całość. Tam jest więcej takich opowieści. Autor (rocznik 1842, półsierota od wczesnego dzieciństwa!) skończył naukę szkolną na "dwóch zimach", a mógłby rywalizować z panem Paskiem o palmę pierwszeństwa.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:16
14 maja 2019 14:28

Tak, i na to, że podstawą jego sukcesu była własna ziemia. Konkurent, co prawda był sprawniejszy w posługiwaniu się gotówką i w nawiązywaniu stosunków handlowych, jednakże gdy wyskoczył z gotówki, to pozostała mu tylko mogiła.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz
14 maja 2019 14:31

Ładny tekst Pani Jolu...Dzięki za udostępnienie 

:)

 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @jolanta-gancarz
14 maja 2019 14:38

Dzięki. Piękne dwa przykłady zastosowania protezy cyfrowej '600'.

zaloguj się by móc komentować

jestnadzieja @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:17
14 maja 2019 14:39

Tym ciekawiej sie czyta:)

Kiedy tak czytalam o handlu, zwyczajach, jarmarkach, pomyslalam przelotnie, ze przydalby sie im jednak taki ksiadz Blizinski:)

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @ewa-rembikowska 14 maja 2019 14:28
14 maja 2019 14:43

Ziemia to podstawa. W czasie I wojny Jan Słomka był kilka miesięcy w Wiedniu i tam zauważył, że to bogate i syte miasto, które śladów wojny nie nosiło, w przeciwieństwie do Ziemi Tarnobrzeskiej, łatwo byłoby zagłodzić, gdyby odciąć drogi dowozu żywności. A chłop galicyjski, ograbiony przez wojenne rekwizycje, walki i przemarsze wojsk, jakoś zawsze potrafił przetrwać i się szybko podnieść.

Zauważył też nasz pamiętnikarz, że 80% mieszkańców Wiednia już AD 1914/1915 żadnej religii nie wyznawała! W katolickiej rzekomo monarchii! I zamiast do kościołów, na Prater albo do kawiarni w niedzielę wędrowała.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 14 maja 2019 14:31
14 maja 2019 14:45

To ja dziękuję. A link już tu wcześniej dwa razy był wklejany. Ostatnio chyba u Greenwatchera.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @przemsa 14 maja 2019 14:36
14 maja 2019 14:47

To na pohybel wszelkim marudom i pesymistom, co nas w kozi róg chcą zapędzić przy pomocy psychologii strachu albo wstydu.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:45
14 maja 2019 14:49

Ja już bardzo mało czytam...głównie codzienny blog Szefa..

Ale Pani rzadko coś tu daje..musiałam zajrzeć i świetnie. 

Co znaczy NAZWISKO autorki  ..

:)

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @jestnadzieja 14 maja 2019 14:39
14 maja 2019 14:50

Tam jest kilku porządnych księży wymienionych, nie mówiąc o oo. dominikanach. A za ks. Blizińskiego robił tam hrabia Zdzisław Tarnowski, jego żona i synowie. W zamian, za cenę tragicznych ofiar (pożar!), została przez miejscową społeczność uratowana wspaniała dworska biblioteka, archiwum i narodowe pamiątki.

zaloguj się by móc komentować

grudeq @jolanta-gancarz
14 maja 2019 14:52

A mówili na przełomie lat 80 tych i 90-tych, że My Polacy to dopiero musimy się nauczyć gospodarki rynkowej... 

Nawet uznając te słowa za prawdę, to czemu musielismy się jej uczyć od Miltona Friedmana (za pośrednictwem Balcerowicza) i innych cudaków od teorii marketingowych, a nie od zacnego włościanina Jana Słomki?

Wiem, że "Jan Słomka - sukces w Biznesie" marketingowo może wyglądać gorzej niż "ABC Przedsiębiorczości by John Smith & somebody w tłumaczeniu R. Petru", ale w warstwie treści.. Panie Słomka szacunek"..

Aha i gdzie ci statystycy, co to twierdzą, że chłop pod zaborami to pisać i czytać ni umiał?

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 14 maja 2019 14:49
14 maja 2019 14:54

Jakie tam nazwisko... Proszę mnie nie zawstydzać;-) Tym bardziej, że faktycznie ostatnio jakoś czasu ni mom i jak ten baca z dowcipu (parafrazując), tylko czytam.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:54
14 maja 2019 14:57

...:))))

Kiedyś musimy pogodoć se...baco  ;))

.

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @grudeq 14 maja 2019 14:52
14 maja 2019 14:59

No i jeszcze to zestawienie: Słomka contra Panzer;-). Albo: Słomka pokonał'a Panzera. Przyznaję, że nie moje to spostrzeżenie, ale jako że słuszne, więc mam nadzieję, że się jego Autor nie obrazi za wykorzystanie:-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @przemsa 14 maja 2019 14:53
14 maja 2019 14:59

Rzucam hasło: Jan Słomka w każdym polskim domu;-)

zaloguj się by móc komentować


Greenwatcher @jolanta-gancarz
14 maja 2019 15:13

Bardzo podobają mi się wątki środowiskowe, koncesjonowanie działalności, pozwolenia, rzeczoznawcy i „spontanicznie” zaniepokojeni włościanie. To jest absolutnie ponadczasowe. Pięknie dziękuję.

zaloguj się by móc komentować

jestnadzieja @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:50
14 maja 2019 15:16

No ja to wszystko wiem, ale mam na mysli tylko jeden aspekt (tam jest wiele rozdzialow, nie wszystko jest optymistyczne). Mysle o handlu, wszechobecnym posrednictwie Zydow, i przewalanie pieniedzy w karczmach.  Pamietam, ze pierwszym zmartwieniem ksiedza Blizinskiego byla organizacja spoldzielni i handlu z pominieciem posrednikow zydowskich. Musial do tego dlugo chlopow przekonywac.

W Galicji tez to sie na szczescie troche zmienilo po 1882 roku wraz z zalozeniem Towarzystwa Kolek Rolniczych

Slomka malowniczo opisuje swoje przygody z handlem :

"Chłopi handlem zupełnie się nie zajmowali, uważali go za zajęcie żydowskie, na którem — jak mówili — tylko żyd wyjść może. Handlu się wstydzili i wyśmialiby chłopa, który by chciał handlować. Przywozili tylko i przynosili na targ do miasta: zboże, ziemniaki, kaszę, jarzyny, drób, jaja, nabiał, wyroby przemysłu domowego i wszystko sprzedawali przeważnie żydom, którzy tem dalej handlowali i zyski z tego ciągnęli. Często chłopi kupowali drogo od żydów na wiosnę zboże, które w jesieni za psie pieniądze żydom sprzedali. Zresztą nie było dawniej szkół i chłop do handlu nie był zdatny, poprostu nie umiał liczyć.

Jak trudno było wtedy odważyć się na handel, mogę powiedzieć z własnej praktyki. (...) 

Zrazu naturalnie z tego handlu ludzie się śmiali, wnet jednak i inni zaczęli sadzić wczesne ziemniaki na sprzedaż, ale sprzedawali je w polu żydom. Bo żydzi zaraz i w tym handlu zasmakowali i dziś żyje z niego kilka rodzin żydowskich w Tarnobrzegu. Obecnie jednak wielu chłopów z różnych wsi sprzedaje na mieście warzywa i owoce. Śmiechy i drwiny z tego ustały.

Dopiero po powstaniu Towarzystwa Kółek Rolniczych w r. 1882 zaczęły się mnożyć po wsiach sklepiki Kółek Rolniczych i prywatne sklepiki chrześcijańskie. Obecnie w każdej wsi jest już taki sklepik, a w większych wsiach bywa ich nawet parę, wobec których żydowskie nie mogą się często utrzymać i znikają ze wsi. Również po miasteczkach powstały porządne sklepy chrześcijańskie."

i tak dalej, caly rozdzial V, ogromnie ciekawy

http://www.linux.net.pl/~wkotwica/slomka/slomka-05.html

zaloguj się by móc komentować


parasolnikov @jolanta-gancarz
14 maja 2019 15:48

Jakoś na początku myślałem, że to XX a nie XIX stulecie i przez pół tekstu rozmyślalem, czy Pani na prawdę miała cegielnie :)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Greenwatcher 14 maja 2019 15:13
14 maja 2019 16:52

Słomka sam był 40 lat wójtem w Dzikowie, z tego połowę czasu społecznie, ale we wspomnianiach (po raz pierwszy wydanych w 1912) zwraca uwagę na rozrost administracji (polskiej poniekąd, choć w ramach struktury c.k.) w ciągu kilkudziesięciu lat galicyjskiej autonomii. Wylicza nawet ilu urzędników w pocz. XX w. zastępiło 1 w latach 60 - tych XIX w.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @parasolnikov 14 maja 2019 15:48
14 maja 2019 16:54

;-)))) Mam trochę inne inicjały;-)

Ale też mam po sąsiedzku gliniastą działkę, a w dzieciństwie mieszkałam w pobliżu starej, pohrabiowskiej cegielni, zlikwidowanej za Jaruzela.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @jolanta-gancarz 14 maja 2019 16:52
14 maja 2019 18:02

Pani Jolanto, zanim zacznę szukać i czytać, czy wiadomo Pani w którym miejscu była ta kopalnia?

zaloguj się by móc komentować

klon @jolanta-gancarz
14 maja 2019 18:12

>>>>Pancer robił mi konkurencję do ostatka, bo się zaprzysiągł, że mnie musi zgnębić i puścić – jak mówił – bez portek. Jednakże ja żyłem z gruntu i mogłem wytrzymać bez zarobku i handlu, on zaś żył tylko z gotówki, – walka więc, która trwała między nami przez pięć lat od r. 1883, skończyła się tak, że Pancer stracił gotówkę, jaką posiadał, i umarł prawie biedny, – ja też dołożyłem na czysto kilka stówek, nie licząc tego, com się przez ten czas napracował, – ale przy swojem gospodarstwie utrzymałem się.<<

Widać wyraźnie znaczenia pojęć: "własność" i "ziemia" :-)

zaloguj się by móc komentować

klon @gabriel-maciejewski 14 maja 2019 12:44
14 maja 2019 18:15

Było by miło mieć w twardej oprawie. 
Ja kupię na pewno :-) 

zaloguj się by móc komentować

Paris @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:17
14 maja 2019 18:20

Super  !!!

Jeszcze w dziecinstwie mielismy sasiada - Pana Antoniego Slomke... juz od dawna poczciwiec nie zyje.  Prowadzili u nas gospodarstwo... pierwsza klasa... nie bylo w okolicy takiego gospodarstwa jak  u Pana Slomki.  Tam bylo wszystko  !!!

Pani Slomkowa baaardzo lubila i cenila moja mame... a dla nas robila przepyszne faworki i placki drozdzowe... wiem, ze juz do konca zycia takich jak tamte Pani Slomkowej nie bede jadla.

Pani opowiesc - skojarzyla mi sie z tymi naszymi dobrymi sasiadami, pochodzili z kieleckiego... a moze to byla rodzina Pana Jana Slomki  ???  Ktoz to wie  ???

 

Piekne wspomnienia... samo zycie.

zaloguj się by móc komentować

Kuldahrus @gabriel-maciejewski 14 maja 2019 12:44
14 maja 2019 18:25

Dobre uzupełnienie wspomnień ziemian.

zaloguj się by móc komentować

smieciu @jolanta-gancarz
14 maja 2019 18:31

Wtedy było ciężko ale dało się wygrać. Dzisiaj ... Jak jest wie każdy przedsiębiorca. Nigdy nie było takiej kontroli, urzędniczej władzy, możliwości absolutnej niemal władzy nad rozwojem przedsiębiorczości. Dzisiaj choćby dowiedziałem się że żeby sprzedawać papierosy trzeba zainstalować na serwerze ze swoim oprogramowaniem księgującym austriacki system szpiegujący.

Krok za krokiem lokalne pachołki globalnej władzy czyli PiS za przyzwoleniem otępiałego tłumu dokręcają śrubę i już niewiele nas dzieli od marksistowskiego systemu gospodarczego. Przydziały, nadziały, centalne sterowanie za pomocą wiernopoddańczej biurokratycznej masy. To starożytne marzenie wszelkiej władzy już wkrótce będzie rzeczywistością.

Aaa. I oczywiście Oni wiedzą. Że ziemia daje ci pewną szansę. Nie dadzą ci tej szansy. Najlepiej w stary sprawdzony sposób: chłop do roli, pośrednicy zajmą się resztą. Certyfikaty, zezwolenia, dopłaty zrobią swoje.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @jestnadzieja 14 maja 2019 15:16
14 maja 2019 20:34

Ks. Bliziński jest o pokolenie młodszy od Jana Słomki i jednak w zaborze rosyjskim na wsiach nie było tylu żydów, co w miasteczkach galicyjskich, gdzie do czasów autonomii byli wręcz popierani przez Austrię. No i się bez problemu po niemiecku dogadywali z wszelkimi przedstawicielami zaborcy. W czasie rabacji nie zginął ani jeden żyd i nie spłonęła żadna karczma!

Sytuacja nieco zmieniła się po 1867 r., kiedy pojawiła się polska administracja, ale jeszcze trochę trwało, zanim chłopi uwierzyli w swoje możliwości, no i wyrosło nowe pokolenie, które ziemię po uwłaszczeniu traktowało już jako własną - odziedziczoną.

W Galicji też byli zresztą tacy księża Blizińscy, np. ks. Antoni Tyczyński z Albigowej, czy ks. Markiewicz w Pawlikowicach i Miejscu Piastowym.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Greenwatcher 14 maja 2019 18:02
14 maja 2019 20:38

A o którą kopalnię Panu chodzi? Kopalnia gliny i cegielnia Jana Słomki była w Dzikowie, a ta "moja" cegielnia nieco dalej na południe, już na ziemiach lasowskich (jak pisze szacowny pamiętnikarz), w dawnym majątku hr. Tyszkiewicza.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @klon 14 maja 2019 18:12
14 maja 2019 20:40

Mimo, że ta "własność" to były na początku odziedziczone po rodzicach 4 morgi. I głowa na karku...

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @smieciu 14 maja 2019 18:31
14 maja 2019 20:44

Myślę, że w każdym czasie trzeba pokonywać różne trudności, żeby odnieść sukces. Nie ma nic za darmo. Trzeba działać w zadanych okolicznościach, także aby je zmienić.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Paris 14 maja 2019 18:20
14 maja 2019 20:49

Jan Słomka wspominał o rodzinie, mieszkającej po drugiej stronie Wisły, już w Królestwie i o tym, jak rozdzieliła ich nagle granica po 1809 r. Bardzo możliwe więc, że Pani znajomi to mogli być jacyś potomkowie tych krewnych dzikowskich Słomków.

zaloguj się by móc komentować

Perseidy @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:15
14 maja 2019 21:21

Zaletą tych dzienników jest to, że stanowią nieocenionej wartości dokument ze wszech miar wart wydania. Te wspomnienia powinny być w każdym polskim domu. Pani Jolancie wielkie podziękowanie za wklejenie tego fragmentu. Czytałam go domownikom na głos z wydrukowanego i zabindowanego egzemplarza.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @jolanta-gancarz 14 maja 2019 14:47
14 maja 2019 23:33

 Psychologia strachu i wstydu może się w zasadzie gonić. Myk polega na wyciągnięciu nam ziemi spod nóg - ku czemu idzie. Oni też doskonale o tym wiedzą, że mianowicie ziemia to podstawa. Mają już doświadczenie - ziamiaństwo zniszczyli zabierając ziemię. 

Pyszna lektura - dzięki!

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @gabriel-maciejewski 14 maja 2019 12:44
14 maja 2019 23:43

Koniecznie!

Akurat jest stosowny czas...

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @jolanta-gancarz
14 maja 2019 23:47

Było inaczej.

Pięć metrów gliny.

Dziś to zasób... wariatów (!)

a co wolno wojewodzie...

e i takie tam.

:)

p.s.

czytam codziennie. Dziękuję za "to było dawno w zimie" linka.

:)

 

 

zaloguj się by móc komentować

gorylisko @jolanta-gancarz
15 maja 2019 10:06

Przede wszystkim, dziękuję autorce za tekst o polskim chłopie co to radzić sobie umie w gospodarce rrynkowej...bez dotacji, know how... etc. ale tak trochę serio ładna historia, trzeba takich więcej, więc choć Coryllus zastrzega się, że to ON decyduje to może jednak warto go pomolestować o wzbogacenie Biblioteki Historiii Gospodarczej Polski...

następna sprawa, przypomnijcie sobie państwo powieść" Ziemia obiecana" powtarzam powieść... bo często zdarza się, że ludzie w dyskusji ze mną bazują na filmie... jest tam opowieść chłopa który odkukupuje dworek Borowieckich dla syna a wydzwigną się sam z niemożliwej biedy bo zadał sobie pytanie...dlaczego Żydzi chcą kupić tą górę piachu... chodziło o jego ziemię... i właśnie piasek na budowę Łodzi... żebyście wiedzili jaki byłem dumny z tego człowieka, że mu się powiodło...ale w filmie ani mru, mru...zerro, null... tępy chłop... stawiam dolary przeciw orzechom, że jest pełno takich przykładów z życia wziętych (sądzę, że Reymont tę historyjkę usłyszał)...zresztą wystarczy popatrzeć jaką pogardą tzw. wyższe kasty traktują ludzi...nawet kiedy ryczą jak krowy... żeby było ciekawiej, niedługo potem zdemaskowałem nauczycielkę Języka polskiego, że nie czytała powieści...

zaloguj się by móc komentować

gorylisko @jolanta-gancarz
15 maja 2019 10:31

jeszcze jedna myśl mi przyszła do głowy... z opisu systuacji wynika, że rynek był wystarczająco obszerny, że obydwaj mogli na nim spokojnie egzystować... tylko ktoś chciał mieć wszystko... a wystarczyło być po prostu życzliwym sąsiadem a może nawet partnerem w biznesie...

zaloguj się by móc komentować


gorylisko @jolanta-gancarz
15 maja 2019 12:15

i jeszcze tak na szybko...a gdzie kontrole bhp czy ochrony środowiska, zieloni nie protestowali, inspektorzy pracy nie robili kontroli, nie było list obecności ? pracownicy kasków nie nosili przy produkcji cegieł ? butów ochronnych nie mieli... qrna chata jakże to tak ?

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Perseidy 14 maja 2019 21:21
15 maja 2019 16:16

Dokument bardzo ważny, bo przedstawia zmiany na polskiej wsi na przestrzeni przeszło 60 lat, z "wycieczkami" w przeszłość. Pisany rzeczowo i bez uprzedzeń, z pozycji chłopa - katolika, mocno przywiązanego do Kościoła i tradycji, bez kompleksów i bez nienawiści wobec ziemiaństwa, z poczuciem własnej wartości.

Ale to ja Pani dziękuję, bo to Pani komentarz z linkiem u Greenwatchera zmobolizował mnie ostatecznie do wykorzystania w notce fragmentu tego wybitnego pamiętnika;-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @KOSSOBOR 14 maja 2019 23:33
15 maja 2019 16:19

Rzeczywiście pyszna i z tym Janem Chryzostomem jako pobratymcem wcale nie żartowałam. Widać jak wiele najlepszych cech szlachty/ziemiaństwa poszło jednak w lud;-).

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @gorylisko 15 maja 2019 10:06
15 maja 2019 16:30

Polski chłop to sam o sobie tak pięknie napisał, a ja tylko w stosownej chwili zacytowałam. Ku pokrzepieniu serc. I umysłów;-)))

Też uważam, że Wajda zakłamał Reymonta i to bardzo mocno. Także zmieniając zakończenie filmu w stosunku do książki (wezwanie kozaków przeciw robotnikom, ukrycie faktu, że to Moryc Welt zlecił podpalenie wspólnej fabryki, bo się Grynszpanowi zaprzedał i wiele innych miejsc).

Natomiast zawziętość Pancera to chyba wynik przekonania, że wszelką konkurencję trzeba zniszczyć w zarodku, żeby sobie nie psuć interesów. No i zlekceważenie przeciwnika, płynące z dotychczasowych doświadczeń w obcowaniu z polskimi chłopami (i nie tylko - dalej Jan Słomka podaje przykład, jak mimo różnych kłód, rzucanych pod nogi, udało się, dzięki uporowi i współdziałaniu polskich mieszkanców Tarnobrzega, utworzyć w mieście "katolicki supermarket", czyli tzw. Bazar, we własnej kamienicy w samym Rynku).

 

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @MarekBielany 14 maja 2019 23:47
15 maja 2019 16:33

Co wolno wojewodzie, to stare przysłowie. Ale było też: "szlachcic na zagrodzie, równy wojewodzie". Jakby co, to przecież mamy demokrację;-)))

zaloguj się by móc komentować


gorylisko @jolanta-gancarz 15 maja 2019 16:30
15 maja 2019 18:42

Szanowna Pani... jak najbardziej...końcowe, "tak, strzelać..." Borowieckiego w filmie postacią Olbrychskiego w powieści nie miało miejsca, wajda po prostu poszedł po linii partii... i tyle... za to u Reymonta, Moryc wszedł tak wysoko, że nie dostrzegał nikogo poniżej pół melona bodajże... Reymont jednak umiał ocenić ludzi... najciekawsze jest to, że jeszcze nie przypięto mu łaty antysemity czy coś w tym stylu... jakby nie patrzeć w całej powieści o Żydach średno dobrze... nawet Zuckerowa w filmie jest sympatyczniejsza... to też wg wajdy po linii partyjnej... śp. Kalina Jędrusik... ja tam tylko słaby samiec płci męskiej...bezsilny wobec oceanu kobiecości... 

pzdr

zaloguj się by móc komentować

Perseidy @smieciu 14 maja 2019 18:31
16 maja 2019 20:28

Wielu rozpoczynających swój biznes mogło by się uczyć od Jana Słomki. Nasz bohater zanim zainwestował pieniądze i pracę, najpierw zrobił dokładne rozeznanie (badaniem rynku), zsiegnął porad dotyczących samej produkcji cegieł u znajomych specjalistów w branży, następnie wypuścił serię próbną i dopiero, kiedy towar się rozszedł – ruszył z produkcją.

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @jolanta-gancarz 14 maja 2019 20:49
16 maja 2019 23:29

Witam!

 Jestem tu nowy, ale od dłuższego czasu śledzę ten blog, i do tej pory była tylko szlachta , ś.p. dziadek powiedziałby "szlagony", nic więcej, wreszcie coś o chłopskim triumfie i sukcesie. Gratuluję świetnej książki o Bereccim.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować