-

jolanta-gancarz

Diecezja wrocławska przed Karolem Ferdynandem Wazą.

Jej korzenie, jak wszyscy wiemy, sięgają początków państwa polskiego, kiedy na relikwiach św. Wojciecha w 1000 r. została ufundowana przez papieża Sylwestra II archidiecezja gnieźnieńska i podległe jej nowe biskupstwa: w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu, w miejsce misyjnego biskupstwa w Poznaniu (diecezja poznańska do czasu śmierci pierwszego biskupa na ziemiach polskich, Ungera, pozostawała poza granicami metropolii gnieźnieńskiej).

Terytorium biskupstwa wrocławskiego zmieniało się na przestrzeni dziejów, ale zawsze obejmowało niemal cały Śląsk. Wielką rolę w rozwoju organizacji kościelnej w diecezji poprzez liczne nadania uposażeń dla parafii, budowę kościołów, fundowanie klasztorów, czy sprowadzanie nowych zakonów odgrywali Piastowie śląscy, także w okresie rozbicia dzielnicowego i stopniowego uniezależniania się poszczególnych książąt od Korony Polskiej.

Kiedy Kazimierz Wielki zgadzał się na włączenie Śląska (tylko tych księstw, które zdążyły złożyć hołd Luksemburgom) do państwa czeskiego w zamian za zrzeczenie się przez Jana Luksemburskiego pretensji do korony polskiej, miał świadomość, że póki diecezja wrocławska pozostanie zależna od metropolii gnieźnieńskiej polska kontrola nad tymi ziemiami nie zostanie całkowicie zerwana.

Zdawał sobie z tego sprawę również cesarz Karol IV. który uzyskawszy od papieża Klemensa VI w 1344 r. zgodę na odłączenie od metropolii mogunckiej diecezji praskiej i podniesienie jej do rangi archidiecezji, próbował zaraz przyłączyć do niej diecezję wrocławską.

Kazimierz Wielki pokrzyżował te plany, uzyskując od papieża potwierdzenie podporządkowania biskupstwa wrocławskiego metropolii gnieźnieńskiej. Mało tego. Cesarz musiał 15 listopada 1355 r. wystawić biskupowi Przecławowi i kapitule wrocławskiej pisemne zapewnienie, że więcej podobnych starań nie będzie podejmował. Taką deklarację złożył też wraz z papieżem Urbanem V królowi polskiemu.

Metropolici gnieźnieńscy starali się zawsze, aby przedstawiciele biskupa wrocławskiego uczestniczyli regularnie w synodach prowincjonalnych, a każdą nieobecność w sposób sensowny usprawiedliwiali.

Więzi zaczęły się rozluźniać w XV wieku, częściowo poprzez opanowanie znacznych terenów Śląska przez Husytów, częściowo przez nominacje głównie Niemców na biskupstwo wrocławskie. Już w XV w. były próby pozbawienia Polaków prawa do wyższych urzędów w diecezji. I tak za biskupa Konrada w 1435 r. kapituła wrocławska wydała statut, wykluczający z godności i kanonii wszystkich nie-Ślązaków, a w 1498 r. uszczegółowiono to pojęcie do Polaków, Rusinów, Litwinów i Mazowszan jako nie znających języka niemieckiego i dających powody do siania nieprzyjaźni i sporów!

Nawet w czasach biskupa Karola Ferdynanda (1627 r.) usłyszał jeden z archidiakonów wrocławskich od kardynała Kleseliusa taką sentencję: „quisquis non fuit bonus Germanus, non poteri his esse bonus Romanus”, co w tłumaczeniu na polski znaczy: „kto nie byłby dobrym Niemcem, nie mógłby być dobrym Rzymianinem (tu: rzymskim katolikiem”!)

Był bowiem biskup wrocławski aż do XVII w. zarazem namiestnikiem Habsburgów na Śląsku. Wynikało to ze skomplikowanej sytuacji administracyjnej całego Śląska oraz samej diecezji. I tak leżące najbardziej na wschód dekanaty bytomski i pszczyński wchodziły w skład diecezji krakowskiej i tu wpływy polskie były największe, choćby poprzez nominacje proboszczów. Na południu Ziemia Opawska z Głubczycami podlegała diecezji ołomunieckiej, a Ziemia Kłodzka praskiej. W dodatku dziedziczne posiadłości biskupów wrocławskich, czyli księstwo nysko-otmuchowskie, stanowiło lenno króla czeskiego, czyli w owym czasie (nie licząc epizodu z „Królem Zimowym”) podlegało cesarzowi z dynastii habsburskiej. Bezpośrednio podlegały Habsburgom dawne księstwa piastowskie: brzeskie, głogowskie, legnickie, opolsko-raciborskie, wołowskie, wrocławskie i świdnicko-jaworskie. Było też kilka formalnie odrębnych, ale uznających zwierzchnictwo Habsburgów księstw, rządzonych już w większości przez Niemców, czyli księstwa: oleśnickie, opawskie, karniowskie, cieszyńskie (od poł. XVII w. już pod bezpośrednimi rządami Habsburgów), ziębickie oraz żagańskie (należące do Wallensteina). Do tej mozaiki dochodziły jeszcze miasta stanowe (5) oraz uprzywilejowane królewskie, mające prawo do wysyłania posłów na sejmy krajowe, jak Wrocław, Świdnica, Brzeg, Dzierżoniów, Głogów, Jawor, Legnica, Oława, Opawa, Szprotawa i Środa. Faktyczną władzę w księstwach i państwach stanowych sprawowały jednak w czasach Habsburgów tzw. kolegia, gdzie połowę urzędników mianował książę, a połowę cesarz.

Przewagę liczebną, zwłaszcza na wsiach miała ludność polska, stanowiąca też znaczny odsetek pospólstwa miejskiego i połowę szlachty. Stopniowo, zwłaszcza od czasów kolonizacji niemieckiej, rosła liczba ludność mówiącej po niemiecku (osobny temat to pytanie o uczciwą ocenę roli kolonizacji niemieckiej nie tylko dla Śląska, ale i dla innych terenów Polski). Stanowiła ona w XVII w. już prawie połowę szlachty, większość cesarskich urzędników, także kościelnych i niemal cały patrycjat miejski. Mniej liczną grupę stanowili Czesi (część szlachty i urzędników, trochę mieszczaństwa), Żydzi i Węgrzy. W XVI w. granicą zdecydowanej przewagi języka polskiego były Odra i Nysa Łużycka. Na zachód od nich przeważała ludność niemiecka, na wschód, zwłaszcza na Górnym Śląsku - polska.

Niezależnie od podziałów politycznych Śląska diecezja wrocławska była od XIII w. podzielona na mniejsze jednostki administracyjne: kilka archidiakonatów, obejmujących kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt archiprezbiteriatów (dekanatów), złożonych zwykle z ok. 10 parafii. Przy katedrze biskupiej rolę senatu sprawowała kapituła, złożona z kilkunastu kanoników (16 w czasach elekcji Karola Ferdynanda na biskupa koadiutora). Kapituła katedralna odgrywała ważną rolę przy wyborze biskupa, rozstrzygała też problemy prawne i teologiczne na poziomie diecezji. Były też kapituły przy kolegiatach (10), ale te odgrywały tylko lokalną rolę, pomagając w zarządzie parafii kolegiackiej.

Od połowy XV w. (1447 r., elekcja biskupa Piotra II Nowaka) rola kapituły przy wyborze biskupów stale rosła, co objawiało się szeregiem warunków, stawianych kandydatom podczas elekcji. Z czasem zostały one włączone do statutów kapituły, które z niewielkimi zmianami obowiązywały do r. 1821, czyli ostatecznego oddzielenia przez papieża Piusa VII (pod naciskiem króla pruskiego) diecezji wrocławskiej od archidiecezji gnieźnieńskiej.

Mimo tych skomplikowanych stosunków polityczno-administracyjnych sieć parafii katolickich na Śląsku rosła aż do pocz. XVI wieku, kiedy została gwałtownie zahamowana, a następnie zniszczona wskutek rozwoju protestantyzmu. Przyczynili się do tego niemieccy książęta oraz patrycjaty miejskie, sprzyjające herezji. Nie był w stanie obronić Kościoła śląskiego młodociany król Ludwik Jagiellończyk, który wkrótce sam zginął pod Mohaczem.

Tymczasem już w 1519 r. drukowano we Wrocławiu pisma Lutra, a rok później kapituła wspomina o istnieniu luterskiej parafii w tym mieście.

Nowinki religijne przenosili „wędrowni humaniści” i coraz liczniejsi śląscy studenci w Wittenberdze. Studiował tam też w latach 1519-1520 późniejszy biskup wrocławski Baltazar Promnic, który nie tylko wprowadził do gimnazjum w Nysie nauczycieli luteran, ale swoją własną siostrę kazał wychować na protestantkę. Gratulacje z okazji wyniesienia na stolicę biskupią składali mu Luter z Melanchtonem!

Jeden z następców Promnica, Kasper z Łagowa, mianował w 1571 r. swym kanclerzem protestanta Szymona Hanniwalda. Był to czas, gdy biskupów musiała przywoływać do porządku właśnie kapituła, zmuszając biskupa Marcina Gerstmanna do założenia w 1565 roku seminarium duchownego i do wprowadzenia w diecezji zarządzeń soboru trydenckiego. Biskup ten sprowadził nawet do Wrocławia jezuitów, ale sprzeciw stanów śląskich spowodował, że nie zdołali założyć kolegium w żadnym mieście. Zasadniczo jednak Gerstmann prowadził wobec protestantów politykę tak ugodową, że nawet w samej Nysie publicznie sprzedawano antykatolickie książki, a protestanccy zarządcy dóbr biskupich łupili bezkarnie poddanych katolickich!

Nic dziwnego, że przy takiej postawie hierarchów herezja szerzyła się w zawrotnym tempie, a protestanci przejmowali kolejne kościoły parafialne i zakonne (często dokonywali tego sami mnisi po przyjęciu nauki Lutra, przy okazji uwłaszczając się na majątkach klasztornych i bogatym wyposażeniu kościołów), poczynając od Wrocławia, skąd w 1522 r. wypędzono bernardynów, a w 1524 r. rada miejska nakazała wszystkim księżom nauczanie w duchu Lutra i wkrótce jedynym kościołem katolickim pozostała katedra, nie licząc kilku kościołów zakonnych. Za przykładem Wrocławia szły inne miasta, przy silnym wsparciu Georga Hohenzollerna i jego rodziny, zwłaszcza na Dolnym Śląsku. Zgodnie z zasadą cuius regio eius religio protestanci opanowali kolejno: Kożuchów, Złotoryję, księstwo karniowskie i głubczyckie, Brzeg, Legnicę, Ziębice, Oleśnicę i wiele innych mniejszych ośrodków. Katolicy zostali wyparci z górnośląskich posiadłości Hohenzollernów w Bytomiu, Tarnowskich Górach, a także z Pszczyny Promniców. Bywały takie okolice, że na 50 parafii przypadał jeden ksiądz katolicki.

Nie przeszkadzał protestantom śląskim także cesarz Maksymilian, uchodzący nawet w niektórych kręgach za skrytego luteranina.

Sytuacja kościoła katolickiego zaczęła się poprawiać dopiero po wstąpieniu na tron Rudolfa II, kiedy działania jezuitów, zwłaszcza w Styrii za arcyksięcia Ferdynanda (późniejszego cesarza Ferdynanda II), umożliwiły pełną rekatolicyzację tego księstwa, a za jego przykładem stopniowo także innych krajów habsburskich. Kontrreformacja napotkała jednak na opór stanów czeskich, które wymogły na Rudolfie II wydanie tzw. listu majestatycznego w 1609 r., zapewniającego szerokie prawa dla protestantów czeskich. Pod wpływem Czech, także stany śląskie wystąpiły o list majestatyczny i uzyskały 20 sierpnia 1609 r. zrównanie wyznania augsburskiego z katolicyzmem. Jak widać protestanci zasadę cuius regio eius religio chcieli stosować tylko wobec swoich katolickich poddanych. Od katolickich władców natomiast wymagali daleko posuniętej tolerancji...

Wówczas też biskup wrocławski utracił tytuł namiestnika Śląska na rzecz świeżo nawróconego na katolicyzm księcia cieszyńskiego Adama Wacława.

Kiedy wydawało się, że katolicyzm odzyska swoje dawne wpływy, zwłaszcza gdy cesarzem został arcyksiążę styryjski Ferdynand, nastąpiła defenestracja praska ze wszystkimi jej konsekwencjami. I wojna, która dla Śląska okazała się szczególnie tragiczna, zwłaszcza po wkroczeniu wojsk szwedzkich Gustawa Adolfa w 1630 r., które przez kilkanaście miesięcy plądrowały nawet katedrę wrocławską i zmusiły do ucieczki z Ostrowia Tumskiego całą kapitułę. Niektórzy kanonicy znaleźli schronienie w Rzeczypospolitej, podobnie jak przed kilkunastu laty ich poprzedni biskup. Uległa wówczas zniszczeniu (częściowo zrabowana i wywieziona do Szwecji) wspaniała biblioteka katedralna.

Ciągłe przemarsze wojsk na zmianę cesarskich, brandenburskich, saskich, szwedzkich, nawet duńskich, przechodzenie terenów z rąk do rąk i zasada, że „wojna musi wyżywić wojnę”, wreszcie szalejąca zaraza, spowodowały ruinę Śląska i spadek liczby ludności o 1/3.

Tak wyglądała sytuacja w diecezji, którą od 1625 roku formalnie kierował Karol Ferdynand Waza. Był rok 1634 i królewicz właśnie stał się pełnoletni, więc zgodnie z prawem winien przejąć samodzielne rządy.

Tekst ten jest częścią szkicu do biografii Karola Ferdynanda Wazy, który ukazał się w 9. numerze Szkoły Nawigatorów. Uznałam, że warto go przypomnieć w związku z publikowanymi przez Rotmeistra wybranymi fragmentami z książki Józefa Piernikarczyka: "Historia górnictwa i hutnictwa na Górnym Śląsku", ponieważ stanowi dla nich uzupełnienie i wyjaśnienie sytuacji Kościoła na tym terenie, zanim objął biskupstwo wrocławskie ostatni Polak na tym stanowisku do zakończenia II wojny światowej, czyli syn Zygmunta III Wazy, Karol Ferdynand. Postać mało znana, a bardzo ważna i ciekawa. Człowiek głęboko religijny, praktyczny, gospodarny, zawsze mający pieniądze, a nie długi... I niedoszły król Polski, którego wyborowi w 1648 r., po śmierci Władysława IV, nie tyle prawem kaduka, co prawem miecza, sprzeciwił się sam Bohdan Chmielnicki.

W ten sposób wybrano królem starszego brata, wiecznie zadłużonego i uległego żonie (a więc Francji) nieudacznika Jana Kazimierza... Co z tego wynikło, wiemy aż za dobrze. Opatrzność oszczędziła Karolowi Ferdynandowi największego upokorzenia, czyli potopu szwedzkiego. Zmarł dwa miesiące wczesniej, 9 maja 1655 r. w Wyszkowie...

Pamiętajmy o nim.



tagi:

jolanta-gancarz
29 lipca 2017 14:06
14     2009    4 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Kaesagie @jolanta-gancarz
29 lipca 2017 17:58

Ostatni polskojęzyczni mieszkańcy Dolnego Śląska zakończyli żywot tuż przed drugą wojną światową - tak mi mówił proboszcz parafii w Jelczu Laskowicach, gdzie jeszcze w XIX wieku w wielu okolicznych wsiach język polski był powszechnie używany. To coś niezwykłego - dokładnie wtedy, kiedy Niemcom ostatecznie udało się wyeliminować język polski, musieli opuścić ostatecznie Dolny Śląsk.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Kaesagie 29 lipca 2017 17:58
29 lipca 2017 19:17

Wielkie dzięki za b. ciekawe uzupełnienie. Miło też powitać nowego Gościa na blogu;-)))

Natomiast co do Niemców, możemy mieć przynajmniej taką satysfakcję, że choć raz ironia losu nie dotyczyła nas. A może po prostu Opatrzność czuwała, żeby jednak polskość na tych terenach przetrwała (wróciła).

zaloguj się by móc komentować


kluczu @jolanta-gancarz
29 lipca 2017 21:49

Nigdy nie udało się Śląska Dolnego zgermanizowac w 100%. W powiatach Sycowskim, Oleśnickim zachowała się szczątkowo ludność polskich Ślązaków autochtonów. Jeszcze w latach 70' ubiegłego wieku Polskie Radio Wrocław pod wodzą red. Wielowiejskiego nagrało serię słuchowisk ze Ślązaczką Panią Olejnikową ze wsi Białykał. Śpiewała ona dolnośląskie pieśni ludowe w śląskim dialekcie języka polskiego. Za sprawą tegoż redaktora powstał w Strzelinie zespół Głośnośląska Kapela grająca owe śląskie pieśni ludowe we współczesnych interpretacjach. Polskie Radio Wrocław nagrało także audycję w 1958 r. o polskiej Ślązaczce Pailinie Bąk mieszkającej z dziadapradziada w Dziesławicach pow.Syców, taśma nr 5115. Kolejnym Ślązakiem autochtonem na Śląsku Dolnym był Józef Kurzawa. Tutaj cały artykuł o nim oraz zapis fonetyczny jego śląskiej mowy:
 http://www.dziadowakloda.pl/content.php?mod=sub&cms_id=40

Tutaj wiązanka dolnośląskich pieśni ludowych nagranych przez Wacława Konecznego byłego członka Głośnośląskiej Kapeli: 
https://www.youtube.com/watch?v=C8kdrKrQoZE

Jedna z dolnośląskich pieśni ludowych "We Wrocławiu na Rynecku" stała się podstawą do napisania hejnału wrocławskiego:
https://www.youtube.com/watch?v=HTCpZg9EO0M

Jeśli chodzi zaś o Słownik Oławski dialektu śląskiego okolic Wrocławia spisany przez Baltazara Działasa pod koniec XIX wieku to jego rękopis znajduje się w bibliotece UJ i nadal nikt nie zainteresował się by go wydać na światło dzienne. Warto też przypomnieć postać Jerzego Treski z Nowego Dworu (obecnie osiedle we Wrocłwiu), który wszczął bunt polskich Ślązaków przeciwko zakazowi głoszenia kazań w kościołach w języku polskim.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @jolanta-gancarz
30 lipca 2017 00:36

Z żabiej perspektywy. Naście, piętnaście(?) lat temu w drodze do chałupki miałem postój/przesiadkę w Wyszkowie. Po zjedzeniu obiadu w karczmie poszedłem w miasto i dotarłem do Parku Ferdynanda Wazy !? Jak to się mówi, zostało w tyle głowy. FW. Dopiero - a warto czekać - Pani artykół w SN po prostu to wyjaśnił. Żabia perspektywa ze skarpy.

Dziękuję !

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Kaesagie 29 lipca 2017 20:42
30 lipca 2017 12:00

Przykre jest to, że nie tylko świeccy katolicy ulegali wpływom reformacji. Gorszące przykłady zdrady swojej religii przez całe zgromadzenia dla zakosztowania świeckich uciech, od których przecież składając śluby zakonne, sami się wcześniej odwracali, miały z pewnością ogromny wpływ na postępy herezji. Dzięki Karolowi Ferdynandowi Wazie proces ten został zahamowany, a na niektórych terenach zatrzymany i odwrócony. Wrocławia (m. in. za proniemiecką postawę tamtejszej Kapituły) królewicz - biskup nie lubił i nigdy tam nie dojechał. Nawet ingres do katedry odbył się per procura (ale to z innych względów). Przebywając na Śląsku zatrzymywał się w Nysie, odwiedzał Opole i Racibórz.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @kluczu 29 lipca 2017 21:49
30 lipca 2017 12:05

To sa niesamowite informacje! Pytanie, co robią historycy z Wrocławia, czy Opola, gdzie przecież istnieją uniwersytety. Czyżby już tylko niemiecką politykę historyczną realizowali?

Spróbuję wiadomość o rękopisie słownika gwary polskiej okolic Oławy "sprzedać" Magazynierowi. W końcu pracuje na uniwersytecie w Opolu. Może ktoś się wreszcie zajmie jego opracowaniem do druku? Oczywiście, że to wymaga współpracy filologów i historyków, ale przecież tego kwiatu jest pół światu...

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @MarekBielany 30 lipca 2017 00:36
30 lipca 2017 12:16

Królewicz Karol Ferdynand Waza był niezwykłym człowiekiem i warto go przypominać, zwłaszcza w dzisiejszych czasach "wojny światów".

W obliczu zagrożenia "ukraińskiego" dobrowolnie zrezygnował z kandydowania do tronu, apelując tylko do brata, żeby ten nie mścił się na jego stronnikach, czego oczywiście małoduszny Jan Kazimierz nie posłuchał. Ofiarą jego zemsty padł popierający kandydaturę Karola Ferdynanda kniaź Jarema Wiśniowiecki, haniebnie pozbawiony buławy hetmańskiej w chwili największego zagrożenia ze strony Chmielnickiego.

Karol Ferdynand Waza wycofał się wtedy z polityki, choć nie raz jeszcze wspierał swoimi pieniędzmi Rzeczpospolitą. Będąc od 1643 r. biskupem płockim, często przebywał w ukochanym Wyszkowie, albo w Broku, upiększając je i powiększając otaczające parki. Po jego śmierci, chyba dręczony wyrzutami sumienia, Jan Kazimierz nie tylko ufundował bratu grobowiec w kaplicy Wazów na Wawelu, ale także pomnik w parku przy pałacu w Wyszkowie.

zaloguj się by móc komentować

Kaesagie @jolanta-gancarz 30 lipca 2017 12:00
30 lipca 2017 16:57

Ale uwaga - niemieccy wrocławscy franciszkanie zdradzili i odeszli (konwentualni, bo bernardyni zostali wypędzeni), a polscy dominikanie zostali. I niech mi ktoś powie, że nie istnieje charakter narodowy... Co zresztą widać do dzisiaj - Kościół rzymsko-katolicki w Niemczech i w Polsce mają wspólne chyba tylko credo konstantynopolitańsko-nicejskie. Choć nie dam głowy czy tak samo je rozumieją.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @jolanta-gancarz 30 lipca 2017 12:16
31 lipca 2017 01:04

Jakim cudem to trwa do dziś ?

Warszawa-Wyszków-Warszawa-Katowice/Bytom-Warszawa-Wyszków-Warszawa-Bytom/Katowice-Warszawa-Wyszków-Warszawa stop

 

Widok ze skarpy w Broku jeszcze dziś ładniejszy. Jadąc od Broku do Sadownego, vis-a-vis kościoła skręcamy w prawo i po 2(?) km po prawej stronie piękna kapliczka św. Jana Nepomucena. Dodatkowe informacje na stronie parafii Sadowne.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Kaesagie 30 lipca 2017 16:57
31 lipca 2017 12:20

Bo to są skłonności do cezaropapizmu, które tak zbliżają Niemców i Rosjan (a trybalizm do żydów).

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @MarekBielany 31 lipca 2017 01:04
31 lipca 2017 12:22

W odpowiedzi na pytanie z pierwszego akapitu, pól żartem, pół serio zacytuję: Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się filozofom...

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @jolanta-gancarz
2 sierpnia 2017 16:46

Słownik gwary dolnośląskiej zakonotowałem. To jest nawet bardziej sprawa dla Instytutu Śląskiego. Żeby tylko się pozbierał do kupy.

Niemiecka edycja SN jest bardzo ciekawa. Pamiętam ten artykuł o Ferdynadzie. Czytaliśmy go sobie z żoną w którąś niedzielę jako lekturę rodzinną. Strasznie rozpalił naszą wyobraźnię historyczną. Narobiłaś nam, droga Jolu, apetyku tym Ferdynandem na godnego następcę po Zygmuncie. A tu co? Jurgielt i kozacy na brytolskim żołdzie. 

Germańska SN czeka w kolejce na recenzję.  

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Magazynier 2 sierpnia 2017 16:46
2 sierpnia 2017 19:38

Dzięki;-) Mnie też szkoda tego Karola Ferdynanda, który byłby z pewnością lepszym królem niż jego koszmarny braciszek - chorągiewka. Ale widać inni szatani byli tam czynni, skoro ultimatum Chmielnickiego okazało się tak skuteczne! I niemal żaden historyk się tym głębiej nie zainteresował, podobnie jak lawinowo rosnącą potęgą jakiegoś nawet do końca nie wiadomo, czy szlachetki, który Najjaśniejszej Rzeczypospolitej warunki stawia i omal nie zagraża jej istnieniu. To jest dla mnie nie pojęte! Podobnie jak niezauważanie związku między zakończeniem wojny trzydziestoletniej, która tak zmieniła Europę, a sukcesami Chmielnickiego. Czy z tak opisywynej historii można wyciągnąć mądre wnioski na przyszłość i uchronić się od błedów?!

Jeśli chodzi o rękopis słownika gwary śląskiej okolic Oławy, to bardzo Cię przepraszam, Wacku, ale wczoraj byłam tak zakręcona, że odpowiedź dla Ciebie na PW wysłałam do siebie i dopiero przed chwilą się zorientowałam i naprawiłam błąd. Wszystko przez tych moich budrysów;-)

Ale pusto się zrobiło po ich niedawnym odjeździe.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować