-

jolanta-gancarz

Sprawa Henryka T., czyli po premierze filmu Grzegorza Brauna...

Byłam wczoraj w wypełnionym po brzegi krakowskim kinie Kijów (ogromna sala na 800 miejsc), na premierze najnowszego filmu Grzegorza Brauna o Lutrze. Nie bedę spoilerować i opowiadać szczegółowo treści, ale kilkoma uwagami się podzielę.

Po pierwsze, wbrew dziwnemu doborowi scen do trailera, film nie kładzie nacisku na casus Lutra jako fuehrera. To jest tylko krótka, końcowa i nie najważniejsza wypowiedź prof. Kucharczyka.

Po drugie: Braun mówi Coryllusem, czyli stawia pytanie: kto stał za projektem Luter, kto go przygotował oraz cui bono, czyli komu on się przysłużył (wśród licznych nazwisk, oprócz braci Hohenzollern, czy Jakuba Fugera, pada też imię Henryka VIII  oraz Sulejmana Wspaniałego). Ale o Filipie Geyerze nie wspomina. Natomiast sprawa finansowania wielu ówczesnych wydarzeń zajmuje całkiem sporo miejsca, a dodatkowo uzupełnił ją reżyser w wypowiedzi po filmie, zastanawiając się nad dziwnym przypadkiem malowania wielkiej ilości portretów (pędzlem sławnego mistrza) nikomu jeszcze nieznanego zakonnika augustiańskiego, przed wystąpieniem w 1517 r.

Wówczas też, ale dla wydarzeń nieco późniejszych i terenów na NW, wymienił nazwisko Józefa Nasi'ego

Po trzecie: w kinie, na dużym ekranie, całkiem dobrze oglądało się ikonografię z epoki, przeplataną komentarzami różnych sławnych, wielonarodowych mężów (i niewiast, używając nomenklatury reżysera), w wieku co najmniej balzacowskim;-). Wszystko uzupełnione ciekawą animacją, stylizowaną na drzeworyty XVI - wieczne. Dla ludzi z Królestwa Coryllusa pewnie większość informacji nie była nowa, ale dla widzów z zewnątrz, także spoza Polski, mogą stanowić niezłą bombę propagandową. Dlatego film warto rozpowszechniać, najlepiej w krajach protestanckich;-)))

Nie mogłam zostać do końca dyskusji, więc nie wiem, czy był jakiś wzmożony, a obrażony protestant. Natomiast prowadzący ją człowiek nie bardzo umiał wywiązać się z roli.

To tyle ogólnych uwag. Zachęcam do obejrzenia filmu, jeśli trafi się okazja. W Krakowie ma być jeszcze jeden pokaz w Kijowie (podobnie jak ten pierwszy, organizowany przez PCH), 22 listopada. Wejściówki można od jutra rezerwować w siedzibie PCH, wydaje mi się, że na Augustiańskiej (!)

Natomiast w związku z wczorajszą premierą, przyszło mi do głowy, że mogłabym wrzucić kolejny fragment owej "większej całości", z której pochodził już tekst o krwawym podboju Irlandii przez Brytyjczyków.

Tym razem jednak o tym, jak to z tą schizmą Henryka VIII, czyli Henryka T. (udora) było w rzeczywistości. Oto ten tekst:

  Zazwyczaj zerwanie Henryka VIII z Kościołem Katolickim historycy tłumaczą jego pragnieniem zapewnienia sobie następcy tronu w sytuacji, kiedy starzejąca się Katarzyna Aragońska nie dawała nadziei na urodzenie zdrowego i żywego następcy. Tak się bowiem dziwnie złożyło, że choć królowa wielokrotnie zachodziła w ciążę, a nawet rodziła chłopców, poza córką Marią nie przeżyło żadne z jej dzieci, także dwóch synów, zmarłych jako niemowlęta...

Być może dla króla stanowiło to poważny problem, choć miał naturalnego syna z nieprawego łoża[1], który w czasach Aktu Supremacji cieszył się jeszcze dobrym zdrowiem.

Mówienie w tej sytuacji o bezprawności sukcesji królewskiego bastarda jest absurdem, jeśli dla zapewnienia „legalnego” następcy, monarcha niszczy całą, uświęconą wielowiekową tradycją, strukturę państwa. Zwłaszcza, że w Anglii nie obowiązywało prawo salickie i tron po ojcu mogła także odziedziczyć legalna córka, Maria.

Sprawa była o wiele poważniejsza, choć skrzętnie ukrywana pod warstwą barwnych opisów okrutnych zachowań króla wobec kolejnych swoich „żon” oraz straszliwych katolickich knowań za papieskie albo hiszpańskie pieniądze.

Nie ma bowiem niczego bardziej zakłamanego, niż historia Imperium Brytyjskiego, zwłaszcza w fazie jego tworzenia. Dotyczy to nie tylko przedstawianych treści, ale przede wszystkim skali i różnorodności form, w jakie były ubierane, stanowiąc niedościgły wzór dla sowieckiej propagandy, mimo używania przez nią nowoczesnej techniki, z filmem i telewizją na czele!

Jeśli fakty nie pasują do teorii, tym gorzej dla faktów... Nawet jeśli się je przedstawia, to zwykle w takiej obudowie propagandowej, że nie tylko znika związek przyczynowo – skutkowy między nimi, ale nawet ich prawdziwa wymowa i sens. Wektor zostaje odwrócony, kaci stają się ofiarami, ofiary katami albo szubrawcami. Żądza zysku i wszelkie niskie pobudki zamieniają się w służbę Ojczyźnie, a głęboka wiara, pragnienie wolności i prawdziwe poświęcenie dla bliźnich są przedstawiane jako cyniczna gra, demagogia, albo spisek i próby zamachu na narodowe świętości.

Bardzo o to zadbali ludzie z najbliższego otoczenia Henryka VIII, będący głównymi beneficjentami jego „reformy”. Cyniczni, pozbawieni skrupułów, zdeterminowani w parciu do majątku i wpływów, jak wszyscy nowobogaccy zresztą, wszelkimi sposobami naciskali, na niegdyś arcykatolickiego monarchę, aby zerwanie z Kościołem było radykalne i całkowite, na wzór kontynentalnych kalwinistów. Opór króla sprawił, że sukces osiągnęli dopiero za panowania jego małoletniego syna Edwarda, a to co częściowo zniweczyła katoliczka Maria, poprawiono i dopracowano w czasie przeszło 40-letnich rządów Elżbiety.

O co chodzi konkretnie? Zacznijmy może od cytatu: „herezja to zmiana stosunków własnościowych na dużym obszarze minus sakramenty” (copy by: Gabriel Maciejewski).

Panowanie Tudorów na Wyspach Brytyjskich jest tego klasycznym przykładem. Zaczęli od zawłaszczenia tronu po śmierci Ryszarda III: szekspirowska scena wkładania sobie na głowę przez późniejszego Henryka VII pogiętej korony, zdartej z hełmu królewskiego trupa, jest bardzo wymowna.

Ponieważ byli uzurpatorami, musieli oprzeć się na nowych ludziach, gotowych związać swoje losy z każdym, kto zapewni im sukces (umarł król – niech żyje król!).

Było to o tyle ułatwione, że kilkadziesiąt lat wojny Yorków z Lancasterami wykrwawiło stare rody, przyzwyczajone jeszcze do dawnych feudalnych zobowiązań, także wobec swoich poddanych (nie wszystkich do końca zdemoralizowała wojna stuletnia).

Wstępując na tron, Henryk VII dokonał nie tylko zmian lokalnych baronów, ale wprowadził nowy podział administracyjny, mający zapewnić wpływy jego ludziom. Nie mógł do końca pozbawić majątków dziedziczną szlachtę, ale zachwiał już podstawami ich gospodarowania. Ziemi do obsadzenia przez nowych, ambitnych sirów, było jednak zdecydowanie za mało. Tym bardziej, że byli to często ludzie z miast, dla których zysk i handel stanowiły sens życia. Umieli dbać o swoje interesy, naciskając na władcę.

Jak ci, którzy przynieśli kiedyś Edwardowi III worek wełny, aby pamiętał, kto przyczynił się do jego sukcesów we Francji w pierwszych latach wojny stuletniej... Albo jak ci, którzy do dziś pilnują, aby Lord Speaker Izby Gmin wciąż na worku wełny zasiadał!

Bo to właśnie w czasie wojny stuletniej okazało się, jak atrakcyjny finansowo może być handel wełną, a z czasem także suknem, zwłaszcza po osłabieniu niderlandzkich konkurentów.

Proces zaczął się już w XIV w., ale rozpędu nabrał dopiero w czasie panowania Tudorów. Wiąże się z tym ściśle tzw. ogradzanie, czyli w praktyce zawłaszczanie, wspólnej dotąd dla starych dzierżawców ziemi i zamienianie pól uprawnych w pastwiska dla owiec, co równocześnie znacznie zmniejszyło zapotrzebowanie na pracowników na wsi.

Po drogach Anglii zaczęły krążyć bandy wygłodniałych, gotowych na wszystko „czerstwych żebraków”, czyli wydziedziczonych dawnych dzierżawców, niepotrzebnych już na farmach, bo do pilnowania owiec na ogrodzonych pastwiskach wystarczyło kilku ludzi z psami, zamiast setek schylonych nad pługiem chłopów. Oczywiście część ziemi nadal pozostawiono pod uprawę, ale w miarę jak rosły zyski z handlu wełną i często opłacało się kupić pszenicę zagranicą niż wyhodować ją na miejscu, ten areał wciąż się zmniejszał (tylko w latach 1485 – 1517 z uprawy wyłączono jako pastwiska 100 tys. akrów).

Mimo, że metody uprawy też były udoskonalane, wciąż przeważała trójpolówka, w której ważną rolę odgrywała odpoczywająca 2 lata ziemia (ugór). Ale właśnie od niego zaczęto ogradzanie, co nie tylko zmniejszało ilość ziemi pod uprawę, ale powodowało szybsze wyjaławianie pozostałych gruntów, a więc zmniejszanie plonów i pogłębiający się kryzys na wsiach. Ponieważ zaś apetyt rośnie w miarę jedzenia, a samo ogradzanie w obrębie majątków szlacheckich, zwłaszcza w obrębie posiadłości nowych baronów, musiało z konieczności trafić na naturalną granicę w postaci braku miejsca, zaczęto łakomym okiem patrzeć na majątki kościelne, gdzie ten proces prawie nie istniał. Co więcej, wielu pobożnych katolików stawało po stronie wyrzucanych dzierżawców. Często bowiem zmiana właściciela ziemi skutkowała unieważnieniem wszystkich dotychczasowych umów i żadna ochrona dawnych dzierżawców nie miała miejsca. Tomasz Morus apelował do króla i parlamentu o ratunek, pisząc o „ludziach zjadanych przez owce”.

Ale skutek był marny, bo jak mówi inne angielskie przysłowie: „owce zmieniają piasek w złoto”. Cóż więc dziwnego, że każda okazja do przeżycia takich cudów była dobra?

Ale historycy wciąż pokazują nam tego jurnego Henryka, zafiksowanego na spłodzeniu potomka, choć widać, że jego emocje podgrzewają tacy ludzie jak Tomasz Cromwell czy żonaty biskup Tomasz Cranmer. A mamy przecież jeszcze ambitnych Boleynów, podsuwających królowi kolejne córki i głęboko w tle owe 200 rodów bankierów i kupców z City, którzy nie mogą nadążyć z realizacją zamówień na wełnę i sukno, czy spekulowaniem cenami na powstającej właśnie giełdzie w Antwerpii.

Zestawmy sobie teraz kilka faktów:

1. Królowa Katarzyna rzeczywiście się starzeje. W roku 1528, kiedy młodszy od niej o 6 lat mąż poznaje Annę Boleyn (przed którą była jednak jej siostra Maria i wiele innych) ma już 43 lata i małe szanse na urodzenie dziecka. Ale król jest dopiero mężczyzną 37 – letnim, w pełni sił i zdrowia, więc nic nie tłumaczy tego pośpiechu w pracy nad sukcesją. Dlatego Henryk wkrótce rozpoczyna u papieża starania o unieważnienie swojego małżeństwa, w czym może pomóc fakt, że Katarzyna była żoną jego zmarłego brata Artura i na ponowny ślub potrzebna była papieska dyspensa. Wprawdzie królowa twierdzi, że pierwsze małżeństwo nie było skonsumowane, ale nie takie cuda widziały dzieje... Klemens VII zresztą przekazuje sprawę do Anglii i nie mówi: nie, tylko zleca rozpatrzenie sprawy na miejscu. Sprawa nieco się przeciąga, ale tłumaczenie tego skutecznością nacisków cesarza Karola V jest nadużyciem. Wprawdzie papież miał w pamięci straszliwe Sacco di Roma i cesarską niewolę, ale w chwili kiedy Henryk starał się o unieważnienie małżeństwa (1528/29) nie tylko był już wolny, ale nawet pogodził się z Karolem, zawarł sojusz z Henrykiem II (ożenił nawet swoją kuzynkę z jego synem) i potrafił przeciwstawić się Habsburgom w kwestii natychmiastowego zwołania soboru powszechnego. Zadbał nawet o erygowanie nowych diecezji w amerykańskich koloniach, więc sprawa małżeństwa angielskiego króla, a zwłaszcza sukcesji tronu, znalazła by z pewnością jakieś mądre rozwiązanie. Tym bardziej, że sam papież był nieślubnym dzieckiem. Ekskomunikował Henryka dopiero po ślubie z Anną Boleyn w 1533 r.

Katarzyna Aragońska zmarła trzy lata później (Henryk miał wówczas dopiero 45 lat), a patrząc na losy kolejnych żon króla, z Anną Boleyn na czele, możemy stwierdzić, że ten małżeński formalizm wydaje się co najmniej dziwny. Ale bo też nie o Katarzynę tu chodziło, tylko o dogodny pretekst.

2. Zanim Klemens VII ekskomunikował Henryka, w 1529 r., pod wpływem nacisków Cromwella i Cranmera, o praemunire został oskarżony, prowadzący sprawę ważności królewskiego małżeństwa, kardynał Wolsey[2] i wezwany przed sąd parlamentarny. Nie dotarł tam, bo zmarł w drodze do Londynu, ale dwaj Tomasze przypilnowali, aby parlament już wtedy znacznie ograniczył rolę duchownych w państwie. Funkcje Lorda Kanclerza i Lorda Tajnej Pieczęci objęli świeccy, Cranmer w 1532 został arcybiskupem Canterbury, a Cromwell rok później kanclerzem skarbu. W styczniu 1533 r. Cranmer błogosławił ślub Henryka z Anną Boleyn, a dopiero w maju ogłosił nieważność ślubu króla z Katarzyną! Sprawą sukcesji zajęto się jeszcze później, a do śmierci monarchy jeszcze kilka razy ją zmieniano.

3. Akt Supremacji, wydany w listopadzie 1534 r., który stwierdzał, że głową doczesną Kościoła Anglii jest król i jego następcy. Do przysięgi wierności królowi jako głowie tego Kościoła (a tym samym również do uznania ważności rozwodu z Katarzyną) został zobowiązany każdy poddany!

4. Przejęcie przez władcę i wybranych poddanych, majątków klasztornych w 1536/37, bez jakiegokolwiek związku ze sprawą sukcesji tronu, podobnie jak dalsze niszczenie tradycji katolickiej i zdążanie ku kalwinizmowi, połączone z rabunkiem i niszczeniem wspaniałego wyposażenia kościołów, przywłaszczaniem sobie nie tylko przez motłoch, sprzętów i szat liturgicznych (kiedy wielcy dzielili między siebie ziemię, biedakom pozwolono stroić się w komże i ornaty), rabunek bibliotek klasztornych.

Dla pewności, że dawni właściciele nie upomną się kiedyś o sprawiedliwość, zwykle rabunek łączono z oskarżeniem o praemunire, albo o zdradę stanu (ze względu na odmowę przysięgi, wynikającej z Aktu Supremacji). I urządzano im pokazowe procesy, zakończone makabryczną egzekucją...

Czy wobec tych faktów można jeszcze tłumaczyć angielską schizmę niedawnego „obrońcy wiary” jego erotycznym rozpasaniem na drodze do zapewnienia sukcesji tronu?!

 

[1] Henryka FitzRoya, ze związku z Elżbietą Blount

[2] prawo uchwalone w czasach Ryszarda II, najkrócej chodziło o występowanie w imieniu obcych władców wobec własnego króla i tym samym podkopywanie jego autorytetu. Pojęciem tym wkrótce zaczęto nader hojnie szafować przeciw „papistom”



tagi: luter  braun  henryk viii  anglikanizm  tudorowie 

jolanta-gancarz
14 listopada 2017 12:46
15     3172    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @jolanta-gancarz
14 listopada 2017 13:07

Czy wobec tych faktów można jeszcze tłumaczyć angielską schizmę niedawnego „obrońcy wiary” jego erotycznym rozpasaniem na drodze do zapewnienia sukcesji tronu?!

Ja bym Normanowi Davisowi takie pytanie zadał, ale pewnie bym usłyszał, że mnie ból pokoju męczy.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz
14 listopada 2017 13:21

Byłam w zameczku Anny Boleyn - Hever Castle, Kent.

Oprowadzający mnie Anglicy zdziwili się, że sporo o niej wiem.

Jaka szkoda, że wtedy nie znałam tych faktów...dopiero by się zdziwili...

.

 

zaloguj się by móc komentować

A-Tem @jolanta-gancarz
14 listopada 2017 13:51

Świetne.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @betacool 14 listopada 2017 13:07
14 listopada 2017 14:00

Ja mam jeszcze kilka innych pytań do niego (np. dlaczego dotąd nie można obejrzeć oryginałów słynnych listów ze szkatułki, które miały być koronnym dowodem przeciw Marii Stuart. Albo z nowszej historii: jaki był związek między operacją Mincemaet, a wybuchem powstania warszawskiego?), ale pewnie z wyższości swej walijskiej brytyjskości nie raczyłby na nie odpowiedzieć.

Jeśli jednak w tej sprawie zamierza Norman Davis milczeć, to niech, na Boga, nie poucza nas i nie pisze nam historii!

zaloguj się by móc komentować

Szczodrocha33 @jolanta-gancarz
14 listopada 2017 14:30

"Ale o Filipie Geyerze nie wspomina."

To byl Florian Geyer. Wiecej sie o nim i o tych "powstaniach chlopskich" w Niemczech dowiedzialem z wczorajszej rozmowy Coryllusa z Jozefem

Orlem.

Geyer - oficjalnie trybun ludowy, cieszyl sie sympatia i powazaniem innego trybuna ludowego w Niemczech - Adolfa Hitlera. W marcu 1944 roku imie Floriana Geyera nadano 8 Dywizji Kawalerii SS. Wczesniej, w 1943 jeden z batalionow tej dywizji bral udzial w tlumieniu powstania w gettcie warszawskim.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 14 listopada 2017 13:21
14 listopada 2017 14:40

Dzisiaj jest gorzej, bo Norman Davies zdążył już zryć berety pokoleniu Polaków. Nie mówiąc o najnowszych filmach o Tudorach.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Szczodrocha33 14 listopada 2017 14:30
14 listopada 2017 14:43

Oczywiście, że Florian;-). Przejęzyczenie. Wczoraj w nocy, w komentarzu u Coryllusa, jakoś o tym pamiętałam, a dzisiaj we własnej notce takie zaćmienie umysłowe;-)

zaloguj się by móc komentować


Maryla-Sztajer @jolanta-gancarz 14 listopada 2017 14:40
14 listopada 2017 14:52

Wiem, wiem...

.

Jeśli te fragmenty to z całości do której się Pani przymierzała w ubiegłym roku, to szkoda, że jej nie ma.

Blog to bardzo ulotna forma..

.

 

zaloguj się by móc komentować

betacool @jolanta-gancarz 14 listopada 2017 14:00
14 listopada 2017 15:42

Jeśli jednak w tej sprawie zamierza Norman Davis milczeć, to niech, na Boga, nie poucza nas i nie pisze nam historii!

Dziś poczytałem jego wspominki na temat Azerbejdżanu.

Ja mam wrażenie, że on nie nie tyle chce opisywać historię, tylko ją tworzyć. Pisanie historii, to tylko jedno z narzędzi.

 

 

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @Maryla-Sztajer 14 listopada 2017 14:52
14 listopada 2017 16:20

Może kiedyś skleję w całość? Pożyjemy, zobaczymy.

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @betacool 14 listopada 2017 15:42
14 listopada 2017 16:30

Na tworzenie historii to on chyba jest za krótki, ale na odpowiednio przykrojone jej przedstawianie, zwłaszcza przy współpracy zwerbowanych (lub naiwnych) lokalsów, pewne szanse ma. Sama mam w domu kilka jego cegieł, ale nigdy nie przebrnęłam przez więcej niż 10 stron.

Dobrze, że Coryllus ma pocztę na WP (i dużo samozaparcia), bo przynajmniej od czasu do czasu coś nam tu, w formie polemiki z tą profesorsko - agenturalną tfurczością, podrzuci. Ja takie tytuły, z lidem i odpowiednio mocnym obrazkiem, pomijam wzruszeniem ramion i, nie chwaląc się, "obstawianiem", że pewnie znów ta bezczelność narracji poruszy Gospodarza. Bo też mam pocztę na WP;-)

zaloguj się by móc komentować

jolanta-gancarz @jolanta-gancarz
14 listopada 2017 16:39

Polecam dzisiejszą notkę Deszcznocity, bo stanowi wspaniałe uzupełnienie i pogłębienie mojej. Takie małe seminarium na temat angielskiej gospodarki w XVI wieku się zrobiło, w kontekście schizmy Henryka VIII i jego dzieci;-)

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @betacool 14 listopada 2017 15:42
15 listopada 2017 21:34

Tiaaaa... historiografia kreatywna.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @jolanta-gancarz
15 listopada 2017 21:39

Tekst extra-super. Żeby napisać jakiś oryginalny komentarz musiałbym się zmużdżyć, a dziś czegoś jestem nie w formie. Powtórzę więc krotofilę którą wymyśliłem i wpisałem pod najnowszym filmem z Coryllusem i Orłem w nawiązaniu do owych tajemniczych ruloników na portretach Hohenzollernów, w ich dłoniach, co wielu kojarzy się z cyrografami:

Jest rok 1530. Henryk VIII pozuje do portretu. (https://en.wikipedia.org/wiki/Henry_VIII_of_England#/media/File:Workshop_of_Hans_Holbein_the_Younger_-_Portrait_of_Henry_VIII_-_Google_Art_Project.jpg)

Mistrz Holebein młodszy pyta się dyskretnie: Czy wasza wysokość życzy sobie z rulonikiem w dłoni? Henryk odpowiada: Nie, nie, Papież jeszcze nie udzielił nam pożyczki na walkę z heretykami. Tylko z rękawiczkami, ale tymi atłasowymi. 

Rok 1535. Henryk VIII znowu pozuje do portretu. (https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Henry_VIII_by_Joos_van_Cleve.jpg)

Mistrz van Cleve pyta się dyskretnie: Czy wasza wysokość życzy sobie z rulonikiem w dłoni? Henryk odpowiada: Ależ, drogi mistrzu, skąd to pytanie? Wszak wystarczy akt supremacji.

... Nie mogę się doczytać co tam jest na tym papierku, ale zakładam że chyba być może akt supremacji.   

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować